Rozmowy

Rozmowy 2012-10-11

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

O chińskiej współpracy w dziedzinie internetu, skutecznej reklamie, szukaniu pieniędzy na inwestycje, umowach śmieciowych i kopaniu buraków rozmawiają: Magdalena Kotnis, prezes Zachodniopomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, Arkadiusz Gralak, prezes Espolu oraz Jacek Rojewski, współwłaściciel agencji Rojewscy Media. 

Michał Abkowicz, Arkadiusz Gralak, Magdalena Kotnis, Jacek Rojewski /fot.: KZ / Michał Abkowicz, Arkadiusz Gralak, Magdalena Kotnis, Jacek Rojewski /fot.: KZ /
Arkadiusz Gralak  /fot.: KZ /
Arkadiusz Gralak
/fot.: KZ /
Jacek Rojewski  /fot.: KZ /
Jacek Rojewski
/fot.: KZ /
Magdalena Kotnis  /fot.: KZ /
Magdalena Kotnis
/fot.: KZ /

Co u państwa słychać?

Magdalena Kotnis: Dużo się dzieje w spółce, szczególnie w kontekście nowej perspektywy finansowej Unii Europejskiej i o  instrumentach, w które będą zaopatrywane poszczególne województwa. Moim zadaniem jest tak przygotować spółkę, aby w nowej perspektywie finansowej, czyli w latach 2014 - 2020 móc dostarczać naszym przedsiębiorcom te instrumenty, które będą dla nich interesujące i zachęcające do inwestowania i rozwoju. W tym roku powołaliśmy nowy fundusz pożyczkowy – Zachodniopomorski Fundusz Wspierania Przedsiębiorczości. Mamy ekspertów od analiz i zarządzania funduszami zwrotnymi i na dzień dzisiejszy jesteśmy jedyną instytucją, która oferuje przedsiębiorcom zarówno dotacje, na przykład na eksport, wdrażanie technologii IT, jak także innowacje  technologiczne i produkcyjne oraz fundusze pożyczkowe i usługi analityczno – badawcze. Naszym celem jest przygotowanie całościowego pakietu obsługi dla przedsiębiorców, po to by mogli przeanalizować, czy dane przedsięwzięcia inwestycyjne mają szansę na realizacje, a jeśli tak, to przy jakim modelu finansowania

A z czego najchętniej korzystają klienci ZARR?

Magdalena Kotnis: Zdecydowanie z dotacji. To jest cały czas instrument, po który przedsiębiorcy najchętniej sięgają. Natomiast wiemy, że w następnych latach będzie on dedykowany tylko dla tych przedsięwzięć, gdzie ryzyko inwestycji będzie znacznie większe, głównie chodzi tu o innowacje, czy tzw. inteligentne branże, które będą wybierały zarządy województw. To będzie kierunek i wskaźnik dla innowacji. Natomiast dla działań operacyjnych, czy o mniejszym ryzyku, będą to tyko i wyłącznie pożyczki, ale na preferencyjnych warunkach.

Arkadiusz Gralak: Zakończyliśmy pierwszy etap projektu doprowadzenia szerokopasmowej sieci dla województwa zachodniopomorskiego, którą objęliśmy 400 miejscowości, wcześniej będących tzw. białymi plamami. Oznacza to dla nich dostęp do Internetu. To już zostało wdrożone i uruchomione. Drugi etap,  na który otrzymaliśmy środkipomocowe w łącznej kwocie ok. 7 mln zł., właśnie uruchamiamy . W drugim etapie przewidzianych jest około 20 stacji bazowych, opartych o technologię LTE, którą zaproponował nam nasz chiński partner. Ta infrastruktura ma szansę służyć mieszkańcom naszego województwa przez co najmniej 12 lat. Docieramy z  technologią tam, gdzie do tej pory szerokie pasmo było problematyczne lub niemożliwe do doprowadzenia i na przykład pobieranie szybko danych z Internetu było niemożliwe. Pracujemy przy tym z partnerem chińskim, natomiast na przykład przy takich zadaniach jak instalacja, współpracujemy z lokalnymi firmami.

Dlaczego akurat z partnerem z Chin, a nie z Polski czy z Europy?

Arkadiusz Gralak: Niestety, w Europie nie zaoferowano nam podobnego poziomu jakości i przystępnej ceny, jakie pojawiły się w ofercie chińskiej. Okazuje się, że Państwo Środka wygrywa konkurencję z dostawcami lokalnymi, czy nawet europejskimi i amerykańskimi.  

Jakie są koszty takiego przedsięwzięcia?

Arkadiusz Gralak: Jeden sektor to kilkanaście tysięcy dolarów. Jeżeli mamy czterosektorową stację, to powstają kwoty rzędu setek tysięcy dolarów. Jeśli dodamy do tego terminale, to mamy następne sto kilkadziesiąt tysięcy. To są duże kwoty, natomiast okres zwrotu takiej inwestycji wynosi około pięciu lat.

Jacek Rojewski:  Dla agencji reklamowej, która funkcjonuje na rynku dopiero od miesiąca, jednak czerpiąc z niemalże piętnastoletniego doświadczenia w branży reklamowej,  ten pierwszy okres działalności, to przede wszystkim budowa portfela klientów. Na tym się skupiliśmy i zdecydowanie walczymy z konkurencją, choć znaleźliśmy dla siebie przestrzeń i niszę, na tym wydawałoby się, ciasnym, szczecińskim rynku. Cel dla agencji na ten rok to dwa duże zlecenia z firmami ogólnopolskimi, które można powiedzieć – „mamy już w kieszeni”. Na pewno cały czas jest to dla nas okres bardzo wytężonej pracy. Jest to firma rodzinna, w której pracujemy razem z żoną i jak do tej pory, udaje nam się przełożyć nasze wcześniejsze doświadczenia zawodowe, na obecną działalność. W przypadku żony jest to doświadczenie wykładowcy akademickiego, które wykorzystujemy przy prowadzeniu szkoleń z komunikacji czy technik sprzedaży. W moim – w wieloletnim handlu powierzchniami reklamowymi. W tej chwili jesteśmy na etapie mocnego początku, mamy dużo pracy, jest trochę strachu i bardzo dużo frajdy. Są pozytywne emocje związane z możliwością pracowania bez szefa, który zawsze jest gdzieś z tyłu głowy. Umożliwia to pracowanie w swoim stylu, koncentrowania się na tym, co nas interesuje.

Widzę, że uśmiechacie się państwo słysząc o radości z bycia szefem samego siebie.

Arkadiusz Gralak: Mnie to akurat bardzo się spodobało, bo ja namawiam swoich współpracowników, do zakładania firm kooperujących, do poszerzania swoich możliwości. A przy okazji, bardzo mnie zainteresowało to, co pan mówił, bo sam myślę o wypromowaniu swojego produktu. I chętnie się poradzę, jak to zrobić.

Jacek Rojewski: Jeśli  to produkt unikalny, to jest to chyba jedna z łatwiejszych rzeczy do wypromowania, bo zawsze pojawia się pytanie, czym ten produkt wyróżnia się na tle konkurencji i w czym jest od niej lepszy. Rozumiem, że w tym przypadku nie ma mowy o konkurencji.

Arkadiusz Gralak: Chodzi mi przede wszystkim o sposób dotarcia do odbiorców. To jest zupełnie nowy produkt, tych stacji nie było, teraz usługa  jest dostępna, a fachowców, którzy potrafią to dobrze zaprezentować, jest niewielu.

Jacek Rojewski: Na pewno jest na rynku kilka innowacyjnych nośników reklamowych, które przy takim produkcie można wykorzystać. Na przykład spoty reklamowe przed seansami filmowymi. Mamy specyficzne warunki, przekaz jeden na jeden, określony odbiorca, o nieco większych możliwościach udziału w rynku. Badania wykazują pięciokrotnie lepszy wynik, niż w przypadku reklamy telewizyjnej. Inny ciekawy nośnik to spoty reklamowe audio, emitowane w galeriach handlowych. Wyniki sprzedażowe również są bardzo dobre. Rzecz nie tylko efektowna, ale i efektywna, ale też atrakcyjna cenowo.

Pani prezes, czy takie nowe nośniki reklamowe to biznes na tyle innowacyjny, że można na niego dostać dotacje w ZARR?

Magdalena Kotnis: Jest to oczywiście innowacyjne ale nie według formalnych kryteriów. Na media raczej dotacje nie są przyznawane, gdyż jeśli chodzi o usługi ograniczenia są dość spore. Jest to innowacja raczej w rozumieniu naukowym, natomiast nie jest innowacja technologiczna, która niesie za sobą rozwój branży, wzrost zatrudnienia i rozwój regionu lub spółki. Wiodąca pod tym względem jest branża informatyczna i ja uważam, ze nasze województwo powinno się szczycić tym, ze mamy tak dużo spółek z tej branży. Swego czasu, można w niej było zauważyć największy wzrost zatrudnienia pracowników w skali kraju.

Czyli bardziej informatyka niż reklama. To może Espol się zgłosi po jakąś dotację?

Arkadiusz Gralak: My dosyć skutecznie podchodziliśmy do tego tematu, bo już osiem lat temu pierwsze technologiczne finansowanie na terenie Polski, to była firma Espol, która wdrożyła unikalną technologię transmisji danych. Potem były kolejne konkursy, jednak realizowane w skali kraju. Dostrzegliśmy tu jednak pewien problem. Firmy oczywiście chcą z tego korzystać, mają technologie, jednak banki potrzebują zabezpieczeń i wielu moich kolegów, którzy nie zainwestowali w tzw. „drugą nogę”, na przykład nieruchomości, miało problem z zabezpieczeniem. Powstała niezręczna sytuacja, w której pieniądze na rynku wręcz leżą, są różnego rodzaju programy pomocowe, a firm nie stać na to, żeby je skonsumować z powodu braku wkładu własnego. Przykłady można mnożyć. Luka kapitałowa, np. w postaci braku funduszy capital venture jest bardzo duża.  

Magdalena Kotnis: My jako województwo dosyć prężnie działamy w branży capital venture, natomiast te pomysły, które są akceptowalne, są na poziomie 2 proc. wszystkich składanych wniosków. Ale to jest norma światowa.  Na sto pomysłów dwa znajdują dofinansowanie.

Jacek Rojewski: Na Zachodzie oczywiście powszechne jest inwestowanie prywatnego kapitału przez duże firmy z dużym kapitałem w czyjeś pomysły. Ale oczywiście nie jesteśmy Stanami Zjednoczonymi i musimy mierzyć się ze swoimi realiami. I tutaj znalezienie pieniędzy na własny pomysł, jeśli nie są to pieniądze z funduszy unijnych jest bardzo kłopotliwe. Osób posiadających odpowiednie pieniądze i chcących pomnożyć je, powierzając komuś innemu, jest jeszcze bardzo niewiele.

Magdalena Kotnis:  Z kolei banki, wchodząc na nasz rynek mówią, że jesteśmy społeczeństwem, które tak naprawdę ma bardzo duże zasoby finansowe w postaci oszczędności.

Arkadiusz Gralak: Ale jak to porównywać z dojrzałą gospodarką kapitalistyczną, która miała na akumulację dwieście, trzysta lat, a u nas po dwudziestu latach wymaga się, żebyśmy konkurowali z inwestorem zachodnim, który od pokoleń składa te pieniądze. Nasza słabość polega także na tym, że ludzi, którzy są w stanie wyłożyć duże pieniądze jest na tyle niewielu, że nie jest to żadna Dolina Krzemowa. Moim zdaniem w Zachodniopomorskiem, w sytuacji kiedy nie ma wielkich zakładów przemysłowych, stoczni, huty, papierni, aż się prosi żeby  przesunąć aktywność na działalność usługową, informatyczną, itp. Tylko jak to zrobić bez finansowania?

Według „Rzeczpospolitej” w piątek premier ma ogłosić, że składkę na ZUS zapłacimy od wszystkich umów cywilnoprawnych, czyli tzw. śmieciowych, nie będzie za to podwyżki składek dla samozatrudnionych. Co to będzie oznaczać dla gospodarki i przedsiębiorców? I czy nazwa „umowa śmieciowa” państwu nie przeszkadza?

Arkadiusz Gralak: Jeszcze jakiś czas temu miałem w swojej firmie sporo osób zatrudnionych na umowę zlecenie, aż w którymś momencie księgowa przybiegła z przerażeniem w oczach, że trzeba wszystkich zatrudnić na umowy o pracę, żeby ktoś nie zarzucił nam, ze omijamy prawo. I tak zrobiliśmy. Co nie zmienia mojego zdania, że nazwa „umowa śmieciowa” jest krzywdząca. Fakt, nie gwarantuje ona pewnych świadczeń, ale za to cały czas daje szansę na zarabianie pieniędzy. Popatrzmy na kraje takie jak Hiszpania czy Włochy, gdzie te przepisy usztywniono, a bezrobocie wśród młodych jest na poziomie kilkudziesięciu procent. A my cały czas mamy szansę tym młodym ludziom coś zaoferować, a tym, którzy się wykażą, zaproponować umowę o pracę.

Jacek Rojewski: Ja mam nieco inne doświadczenia. Otóż przed założeniem działalności gospodarczej byłem zatrudniony przez dwa i pół roku w mediach publicznych właśnie na umowę śmieciową. I to najzwyczajniej w świecie nie jest fajne, ani dla mnie, ani dla mojej żony, dla rodziny, ani dla spłacania kredytu który posiadam. Tak naprawdę to był cud, że ten kredyt w ogóle dostałem. Oczywiście ma pan rację, że to nadal jest szansa zarabiania pieniędzy, natomiast niekoniecznie trafne jest porównanie do Hiszpanii, bo moim zdaniem, tamte społeczeństwa po prostu przejadły swoją szansę. Przeinwestowały.

Magdalena Kotnis: Ja uważam, że nazwa jest bardzo krzywdząca i dobrze się nie kojarzy, ale znam wiele spółek, które tak właśnie funkcjonują. Po prostu modelują swoją strukturę organizacyjną, to jest bardzo elastyczna formuła dla pracodawcy, a pracownikom daje dużą dowolność i swobodę. Jest się niezależnym. Tym bardziej, że młoda generacja pracowników jest często na taki styl pracy zorientowania i nie chce się koniecznie przywiązywać do jakiejś firmy i całkowicie się jej poświęcać. Dlatego moim zdaniem, to jest kwestia wyboru - chodzi przede wszystkim o uelastycznienie dla pracodawcy i dowolność wyboru dla pracownika.

Jacek Rojewski: Ja zawsze uśmiecham się trochę pod nosem, słysząc takie opinie, bo zazwyczaj wygłaszają je osoby,  które same rozwijały skrzydła i rozpoczynały karierę zawodową na etatach. Dlatego warto sobie przypomnieć, czy ten etat na tym początku był dla danej osoby ważny i czy dawał poczucie bezpieczeństwa. Uważam, że nazwa „umowa śmieciowa” jest jak najbardziej odpowiednia. Warto się zastanowić, czy daje ona młodemu człowiekowi jakikolwiek komfort i bezpieczeństwo, jakie ona daje perspektywy i możliwości. Uważam, że młodzi ludzie mają dzisiaj zdecydowanie trudniej, niż na przykład nasi rodzice.

Arkadiusz Gralak: Ja nigdy w swoim życiu nie pracowałem na żadnym etacie…

Jacek Rojewski: Oczywiście, było to uogólnienie.

Arkadiusz Gralak: Jeszcze pod koniec lat 80 jako fizyk z wykształcenia zaczynałem pracę na uniwersytecie, potem były różne ośrodki badań, itd. Oczywiście, można było wziąć jakąś ciepłą posadę, ale to był mój świadomy wybór. Z drugiej strony, jasne jest, ze w tamtych czasach próg wejścia z pomysłem na rynek był dużo niższy, niż obecnie. Wystarczył pomysł, trochę pieniędzy i można było zaczynać, czy ze sklepem komputerowym, kawiarenkami internetowymi, czy potem z budowaniem sieci. Dzisiaj faktycznie jest trudniej. Ale co maję w takim razie powiedzieć młodzi ludzie w krajach bardziej rozwiniętych? U nas cały czas jest szansa na wejście z pomysłem, jest jeszcze miejsce, są nisze. Rynek usług w naszym kraju jest wciąż bardzo słaby, w porównaniu do gospodarek rozwiniętych. W związku z tym, dla tych młodych ludzi, którzy mają pomysł, mają ambicje i chęci, jest miejsce i jest możliwość startowania. Oczywiście, są potrzebne lepsze mechanizmy finansowania, a nie sytuacja, w której w banku jest się intruzem.

Magdalena Kotnis: Ale to się cały czas dzieje, są startupy…

Jacek Rojewski: Zgadza się, ale cały czas mówimy o pewnych specyficznych branżach i przeszliśmy od umów śmieciowych do zakładania własnej działalności. Natomiast moim zdaniem po prostu nie wszyscy się do tego nadają, nie wszyscy powinni i nie wszyscy chcą mieć własna firmę. Zdecydowana większość osób jest i będzie jednak zatrudniana na umowę o pracę. To jest cała rzesza ludzi, o których najzwyczajniej w świecie warto zadbać, bo inwestycja w pracownika jest według mnie zdecydowanie najlepszą inwestycją. Moje doświadczenia po prostu takie są, ze praca na umowę zlecenie, nie z własnej woli, po prostu nie jest fajna.

Arkadiusz Gralak: Ale też dużo zależy od pracodawcy. Ktoś, kto tworzy jakąś firmę, powoli dobiera sobie ludzi, tworzy zespół… Nawet jeśli mam możliwość utworzenia iluś tam etatów, to trudno żebym od razu zapełnił je ludźmi i koniec. Jak myśli pracodawca? Najpierw zobaczmy, co ten człowiek potrafi…

Jacek Rojewski: Panie prezesie, ale ja mówię o sytuacjach, kiedy ludzie pracują na takich umowach latami, mało tego, często pod nadzorem kierownika, co jest wprost zabronione. To jest norma.

Arkadiusz Gralak: Jeżeli to jest norma w polskich firmach, to coś złego się w nich dzieje.

Jacek Rojewski: Tak, to jest standard, który ja nazywam cwaniactwem.

Arkadiusz Gralak: To są firmy drenujące polski rynek, tylko w celu pozyskania kapitału. Ja  każdy grosz inwestuję na tej ziemi, nigdzie się nie wybieram. Natomiast wracając do pracowników, wiele osób, które przyszło do mnie kiedyś i pracowało na umowę zlecenie, teraz jest kierownikami działów. Taka droga awansu jak najbardziej się sprawdza, oczywiście jeśli tylko firma ma chęć takiego rozwoju i reinwestowania. Jeśli to jest typowy drenaż, to jest to wykorzystywanie siły roboczej.

Jacek Rojewski: Dlatego wydaje mi się, że jednak wymaga to mądrej regulacji. Być może czas zatrudnienia na taką umowę powinien być surowiej przestrzegany. To nie mogą być lata…

Arkadiusz Gralak: A sprawdzenie pracownika?

Jacek Rojewski: Ale jak długo on może być sprawdzany? On chyba przeszedł rekrutację, z jakiegoś powodu został zatrudniony. Rozumiem, że chodzi o pewne dopasowanie, kulturę pracy, oczywiście, ale jak długo to ma trwać?

A pan zatrudnia kogoś?

Jacek Rojewski: Nie.

Arkadiusz Gralak: To porozmawiamy za jakiś czas (śmiech)

Jacek Rojewski: Oczywiście, zgadzam się, że zobaczymy jak moje zdanie będzie wyglądało za parę lat.

Czy widzicie państwo na horyzoncie, a może gdzieś bliżej spowolnienie gospodarcze, kryzys, jakieś problemy, o których słyszymy w przypadku niektórych branż? Jak jest z tym u was?

Arkadiusz Gralak: Jeśli chodzi o takie bezpośrednie odczucie w branży telekomunikacyjnej, gdzie jest sporo inwestycji, sporo nowych rynków, to wręcz mamy tendencje wzrostowe. Chociaż może jeszcze nie nadeszła ta fala. Ja w każdym razie nie zauważyłem tendencji kryzysowych w naszej branży.

Czyli ludzie płacą za Internet?     

Arkadiusz Gralak: Płacą i to od razu. Proszę mi wierzyć, że po wyłączeniu, w ciągu godziny czy dwóch jest telefon, informacja że przelew poszedł. Ułamkowy procent klientów nie płaci. Oczywiście spadają marże, bo to jest konkurencyjny rynek, jest więcej dostawców, ale żeby nie było zapotrzebowania na takie usługi, to na pewno nie. Jak się to rozwinie w przyszłości trudno powiedzieć. 

Magdalena Kotnis: Ja myślę, że akurat branża telekomunikacyjna czy informatyczna będzie dobrze funkcjonować, natomiast po tych pierwszych trzech kwartałach roku zauważalny jest wzrost liczby spółek, które ogłosiły upadłość. Ten czwarty kwartał będzie więc znaczący. W 2003 roku, kiedy ta liczba była największa, upadło ich ok. 1600. W tym roku już mamy 600. Tymczasem przez ostatnie lata to było ok. 200 – 300 spółek rocznie. Różnica jest więc znaczna. Najczęściej jest to branża budowlana i handel detaliczny. I już się mówi w kuluarach, że są zatory płatnicze. Odczuwają to fundusze pożyczkowe.

Czyli będzie trudniej o pożyczkę w instytucjach takich jak ZARR?

Magdalena Kotnis: Nie, bo te pieniądze są, choć trzeba się o nie postarać. Ale na pewno będzie trzeba być bardziej uważnym. Mamy dużo przykładów, szczególnie z branży informatycznej, w której działają głównie młodzi ludzie, którzy niekoniecznie widzą perspektywę czasową i finansową dla swoich firm. Często pomysły są bardzo trafione, ale finansowo i organizacyjnie projekt leży. Sami umownie dzielimy ich na informatyków z wiedzą i talentem i na tych ze smykałką do interesów, umiejętnością zarządzania itp. Ale pieniądze będą. Może być tąpnięcie w roku 2014 i spadek liczby wielomilionowych inwestycji. Do góry te kwoty pójdą w 2015, ale tak naprawdę wszystko zależy od tego, jakie fundusze dla naszego województwa pozyskamy.  Nasza działalność zależy od potencjału i aktywności naszych przedsiębiorców.

Jacek Rojewski: Ja z perspektywy mojej działalności, mogę zapewnić, że kryzys to świetny moment na reklamę. Z rynku reklamowego znika konkurencja, dobry moment żeby się zaprezentować, bez tej właśnie konkurencji.

Ale doświadczenia mediów wskazują, że budżety reklamowe firm spadają w czasie kryzysu.

Jacek Rojewski: Rzeczywiście spadają, ale ja swoim klientom polecam, żeby jednak z tej reklamy w kryzysie nie rezygnowali. Natomiast jeśli chodzi o nas, to mogę jedynie powiedzieć, że w ciągu pierwszego miesiąca działalności udało nam się podpisać i zrealizować kilka kampanii reklamowych. Nad kolejnymi projektami pracujemy. Wobec czego, gdybym miał coś powiedzieć, to raczej kryzysu nie odczuwamy.

Arkadiusz Gralak: Ja mogę tylko dodać, że liczba cv, które ostatnio do nas trafiają, wzrosła nawet o 200 proc. , co może świadczyć, że dużo osób szuka pracy i może coś niedobrego faktycznie się dzieje. Widzę też na przykładzie developerów, których obsługujemy, że mieszkania stoją puste i nie są kupowane.

I tradycyjnie na koniec proszę o państwa plany i rekomendacje dla czytelników Szczecinbiznes.pl na najbliższy  weekend.  

Arkadiusz Gralak: Mam dosyć sprecyzowane plany weekendowe. Jako były siatkarz i zawodnik AZS-u spędzam go na sportowo. W sobotę od 9 rano w Bene Sport Centrum gram mecz siatkówki, potem  wybiorę się na spacer z rodziną, a w niedzielę na pewno zagram w squasha. Zachęcam wszystkich do sportu!

Magdalena Kotnis: Ja na pewno odwiedzę swój ogródek, w którym bardzo chętnie pracuję i odpoczywam, zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Co pani hoduje w tym ogródku?

Magdalena Kotnis: Preferuję zdrową żywność i sama uprawiam warzywa. Na ten weekend mam akurat zaplanowane kopanie buraków. Na pewno tez wyskoczę na squash. Poza tym myślałam też, żeby wybrać  się nad morze, albo do Rostoku, gdzie jest bardzo ciekawy zegar, który chciałabym pokazać dzieciom.

Jacek Rojewski: U mnie nie będzie na sportowo. Ja jestem zapalonym akwarystą morskim, dlatego sobotę spędzam najczęściej „na słono i na mokro”, grzebiąc sobie po prostu w akwarium. To wymagające i czasochłonne zajęcie, dlatego właśnie weekend najczęściej na to poświęcam. Wieczorem zazwyczaj spacer z żoną. W niedzielę głównie odpoczywamy, a końcówka dnia to tradycyjnie dla nas „czas dla ducha”, czyli masz święta.

Rozmawiał Michał Abkowicz, współpraca ŁP

Rozmowa odbyła się 10 października 2012 r. w hotelu Novotel Szczecin.

 

aktualizowano: 2012-10-24 19:35
Wszystkich rekordów:

Czytaj również

 7 lutego 2013 13:18

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 7 grudnia 2012 10:30

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 2 listopada 2012 09:53

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 25 października 2012 16:21

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 16 marca 2012 12:27

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 24 lutego 2012 08:58

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 2 lutego 2012 16:12

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 26 stycznia 2012 13:43

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

 22 grudnia 2011 12:37

Rozmowa Szczecinbiznes.pl

Społeczność