Informacje

Informacje 2009-07-21

Powolny rejs

Coraz więcej firm na Pomorzu Zachodnim produkuje, sprzedaje i czarteruje łodzie i jachty. Ciągle jednak daleko nam do rozwiniętych żeglarsko krajów Europy.

Większość Szczecinian żagle ogląda tylko podczas dużych imprez plenerowych /fot. SG/ Większość Szczecinian żagle ogląda tylko podczas dużych imprez plenerowych /fot. SG/

Boom na zakup tego typu jednostek nastąpił po finale zlotu żaglowców The Tall Ships' Races w 2007 roku. Ceny nowych żaglówek zaczynają się od 50 tys. zł. Tańsze są łodzie motorowe. Powodzeniem cieszy się kupowanie łódek za granicą. Już za dwa tysiące euro można kupić używaną łódź w Szwecji, Holandii, Danii czy w Niemczech. Jednostki z tych krajów są zazwyczaj lepiej wyposażone niż w Polsce, dobrze utrzymane, z nowymi rozwiązaniami technologicznymi. Dzięki importowi kilkuletnich łodzi odmładza się polska flota, która  liczy sobie średnio aż 30 lat.

Posiadacz łodzi musi liczyć się jeszcze z wydatkami na przechowanie łodzi na przystani (to koszt ok. 2 tys. złotych rocznie) i jej utrzymanie (od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie).

Jezioro na weekend, Adriatyk na tydzień

Jednak nie wszyscy szczecińscy miłośnicy żagli (ich liczbę szacuje się na 5-7 tysięcy) mogą pozwolić sobie na własne jachty. Stąd rosnąca popularność czarterów.

– Żeglarstwo nie jest zajęciem tanim, ale także nie jest to też coś nieosiągalnego dla tych, których nie stać na własny jacht. Skompletowanie załogi powoduje, że koszty czarteru łodzi są dzielone na kilka osób – mówi Jacek Łowiński właściciel firmy Skagen, zajmującej się wynajmowaniem jachtów.

–  W Szczecinie nie ma zbyt wielu klientów którzy chcieliby wynająć łódź na kilkudniowy rejs morski po Bałtyku, czy po cieplejszych morzach. Trochę lepiej to wygląda, jeśli chodzi o weekendowe pływanie małymi łódkami. Mamy za to wielu klientów z Warszawy, Łodzi, Krakowa i ze Śląska decydujących się na dłuższe rejsy – mówi Grzegorz Imianowski z Agencji Żeglarskiej Skaut, zajmującej się czarterem jachtów na Bałtyk i sprzedażą wyposażenia żeglarskiego. Skaut ma umowy z marinami w Chorwacji we Włoszech i w Niemczech. –  Sądzę, że w całym rynku czarterów tylko ok. 10 proc. naszych klientów pochodzi ze Szczecina. Znacznie lepiej oceniamy szczeciński rynek jeśli chodzi o usługi wyposażeniowe. Wiąże się to z tym, że wiele osób, spoza regionu trzyma właśnie tu swoje jachty.
Małe jachty do rejsów po jeziorze oraz morskie jachty wraz z kapitanem, oficerem i załogą można wyczarterować również w należącym do miasta Centrum Żeglarskim w Szczecinie.

– Można pływać nie mając swojego jachtu. Koszty czarteru zależą od wielkości i standardu jachtu oraz od długości rejsu i wynoszą od stu do kilkuset złotych za dobę od osoby – wyjaśnia Sebastian Wypych, dyrektor Centrum. – Organizujemy też zajęcia żeglarskie dla dzieci – już za 40 złotych miesięcznie. W Centrum Żeglarskim trenuje około 100 dzieci, plany są takie, aby tę liczbę podwoić.

Żagle w sercu miasta

To, co jest największym problemem dla miłośników żagli to brak miejsc na szczecińskich przystaniach.

– Jeszcze dwa lata temu nie było z tym problemu – mówi szef Centrum Żeglarskiego. – Obecnie Szczecin dysponuje około 600 miejscami dla łodzi żaglowych i motorowych. Brakuje około 150-200. Tylko w Centrum Żeglarskim około 30 osób oczekuje na miejsce na przystani – dodaje Sebastian Wypych.

Największe przystanie w Szczecinie to przystań na Gocławiu, przystanie Pogoni, AZS-u, Porta Hotele, LOK, Centrum Żeglarskie, przystań PTTK i Harcerski Ośrodek Morski przy jeziorze Dąbskim. Własną marinę w Nowym Warpnie otworzyła w tym roku firma czarterowa Skagen. – To świetna baza wypadowa nad morze – przekonuje szef firmy, Jacek Łowiński. Jego zdaniem Szczecin jest swoistą pułapką dla żeglarzy, gdyż w przypadku krótkich, weekendowych rejsów starcza czasu jedynie aby wypłynąć na Zalew Szczeciński, a następnie z niego wrócić.

Wszystkie przystanie zlokalizowane są daleko od centrum miasta. Utrudnia to promocję spędzania czasu pod żaglami - ta forma rekreacji jest po prostu słabo widoczna. Może się to zmienić, jeżeli Szczecin wybuduje planowaną marinę w sercu miasta, w rejonie Wałów Chrobrego. Port jachtowy powstać ma na wyspie Grodzkiej i przy Nabrzeżu Starówka na Łasztowni. Port zostanie utworzony na pływających modułach, zacumowanych do nabrzeży i zakotwiczonych do dna. Powstanie zaplecze sanitarne i punkt odbioru nieczystości. Szczecin będzie się starać o dofinansowanie budowy przystani z programu Interreg. Ma on powstać do połowy 2013 r. i służyć będzie uczestnikom finału The Tall Ships' Races, który odbędzie się w Szczecinie za cztery lata.

– W centrum Szczecina już dawno powinna działać marina. Powinno być tak, jak w Kopenhadze – tamtejsza królewska marina jest bardzo droga, a mimo to wiecznie zapchana – komentuje Grzegorz Imianowski.

Oczekiwanie na rozwój

– Obroty z czarteru jednostek wzrosły w ubiegłym roku o 75 proc. w stosunku do 2007 roku – mówi Jacek Łowiński. Ale jego zdaniem Szczecin i jego okolice dopiero zaczynają funkcjonować w świadomości ludzi jako bazy żeglarskie. Na prawdziwy rozwój musimy jeszcze poczekać. Na razie problemem Szczecina i Zalewu Szczecińskiego jest nawet... dostępność do toalet. - Żartując, można stwierdzić, że wystarczy na Wałach Chrobrego postawić toaletę i już będziemy mieli marinę z prawdziwego zdarzenia - mówi Łowiński.

Inaczej patrzy na rozwój żeglarstwa Andrzej Armiński, szef firmy „Mantra” produkującej łodzie, które trafiają do przystani na południu Europy: - Szczecin jest znakomicie zlokalizowany, jeśli chodzi o możliwości żeglowania, jest tu i rzeka i jezioro, i zalew i wody morskie. Jesteśmy połączeni i wodami śródlądowymi jaki poprzez morze z Niemcami, Danią i Szwecją, nie ma tu pływów, pogoda jest znośna, więc warunki są lepsze niż gdzie indziej. Funkcjonują kluby żeglarskie, w których coś od czasu do czasu się dzieje, ale mogłoby tego być więcej. Z jakichś powodów się tego nie robi.

Przepisowe żeglowanie

Obecnie w Polsce można pływać bez uprawnień, czyli bez patentu żeglarskiego, łódkami o długości do 7,5 metra. Takimi jednostkami można pływać tylko w dzień, na jeziorach i osłoniętych wodach morskich, w odległości dwóch mil morskich od brzegu. Prywatne łódki nie muszą posiadać karty bezpieczeństwa i przeglądów. Te elementy są natomiast niezbędne w przypadku łódek komercyjnych.

– Nie wyobrażam sobie, aby można było poruszać się bezpiecznie bez odpowiedniego przygotowania – mówi Sebastian Wypych. – Ludzie, którzy chcą popływać na łódce zwykle posiadają patenty żeglarskie. Nie ma chyba firmy czarterującej jednostki, która udostępniałaby łodzie osobom bez patentów. Również niechętnie patrzą na to ubezpieczyciele. Chyba, że czarterujemy łódkę z kapitanem.

Ale to przepisy sprawiają, że w Polsce ponad 90 proc. jednostek pływa po wodach śródlądowych, zaś tylko kilka procent – po morzach. Nawet w krajach, które nie mają dostępu do morza, jak Szwajcaria czy Austria, większość jachtów pływa po wodach morskich. Ich jachty są bowiem zacumowane w portach Adriatyku czy Morza Śródziemnego.

– To spuścizna po czasach komunistycznych, w których stworzono  przepisy, które odcięły nas od morza – wyjaśnia Andrzej Armiński. – Wprowadzono drakońskie obostrzenia techniczne i eksploatacyjne dla żeglarzy. Do tej pory to pokutuje i nie można tego zmienić w trakcie jednego pokolenia. Teoretycznie obowiązują nas przepisy unijne i można pływać znacznie swobodniej, ale nadal się tego nie robi – mówi szef Mantry.

Mniej pieniędzy oraz słaba infrastruktura sprawiają, że bardzo powoli płyniemy w stronę żeglarskiej Europy. Nie tak daleko, bo na skalistych fiordach Norwegii żeglowanie to nic nadzwyczajnego - to po prostu najszybszy środek transportu i najpopularniejsza forma rekreacji. Stąd zapewne naturalne podejście Norwegów do wody, które cechuje dbałość o bezpieczeństwo, ale także uwzględnia możliwość wychowywania najmłodszych poprzez zabawę na łodzi - u nas często niedopuszczalną ze względu na przepisy.

(pt)

Tematy: sport (63) |
aktualizowano: 2009-07-21 17:01
Wszystkich rekordów:

Społeczność