Informacje
Centrum usług i dystrybucji duńskiego holdingu powstaje w Mierzynie
DGS Polska (do niedawna Oticon), producent aparatów słuchowych z Mierzyna podwoi produkcję i będzie obsługiwał w zakresie IT, księgowości i HR swojego właściciela - grupę William Demant. Już dzisiaj zatrudnia 1100 osób.
Liczba ta czyni DGS Polska największym zakładem produkcyjnym duńskiego holdingu William Demant, a rozszerzenie działalności o centrum usług wspólnych i światowe centrum dystrybucji sprawi, że zatrudnienie jeszcze wzrośnie.
O rozwoju firmy i planach rozmawiamy z Krzysztofem Kowalskim, dyrektorem generalnym DGS Polska.
Firma, którą pan kieruje przechodzi obecnie prawdziwą rewolucję. Jak do tego doszło?
Krzysztof Kowalski: - Aby to wyjaśnić, musimy nieco cofnąć się w czasie. Oticon Polska powstał w 2007 roku, a ja byłem pierwszym pracownikiem w niej zatrudnionym. Wtedy w tym miejscu działał inny zakład, należący do duńskiej firmy Sonion, która dostarcza Oticonowi komponenty do aparatów słuchowych. Ponieważ Sonion postanowił przenieść większość swojej działalności operacyjnej na Daleki Wschód, a w tym samym czasie Oticon postanowił wejść z produkcją do Polski, firmy zawarły porozumienie. Obejmowało ono nie tylko sprzedaż części zakładu, czyli budynków, ale także przejęcie 350 osób zatrudnionych w Sonionie. Chodziło o to, żeby nowy zakład mógł zacząć jak najszybciej funkcjonować. Ktoś musiał to przedsięwzięcie poprowadzić i padło na mnie. To była bardzo dobra propozycja, szczególnie, że już wcześniej, jako pracownik Sonionu propagowałem takie rozwiązanie, które pozwoliłoby wykorzystać kompetencje wypracowane tutaj przez dziesięć lat, a jednocześnie zapewniające zatrudnienie tylu osobom. Uważałem, że jeżeli zapadła już decyzja strategiczna o przeniesieniu, to jednak warto coś tutaj zostawić - nie tylko budynki, ale także ludzi, wiedzę, kulturę organizacyjną. Początkowo była to tylko oferta outsourcingu dla firmy Oticon, ale kiedy jej przedstawiciele przyjechali do Szczecina, spodobało im się, jak jesteśmy zorganizowani i stwierdzili, że woleliby tworzyć tutaj, na tej bazie, własną firmę. Ostatecznie stało się tak, że Oticon postanowił przejąć całość, razem ze mną jako dyrektorem.
Oticon Poland właśnie przestał istnieć. Dlaczego?
- 8 marca zmieniliśmy nazwę na DGS Poland, co jest pewną konsekwencja rozwoju naszej firmy i całego holdingu William Demant. Z jego punktu widzenia od początku mieliśmy świadczyć przede wszystkim usługi montażowe i produkcyjne na rzecz grupy. Z czasem okazało się jednak, że idzie nam to bardzo dobrze, więc dochodziły kolejne zlecenia: najpierw zaczęliśmy dodatkowo zajmować się wtryskarkami, potem płytkami elektronicznymi, później produkcją aparatów wewnątrzusznych, a w końcu nawet montażem urządzeń do diagnostyki słuchu. Przez lata to poszerzanie zakresu prowadzonych tutaj działań wynikało jedno z drugiego, a obecnie jesteśmy na etapie poszukiwania dalszych możliwości rozwoju. Chodzi tu przede wszystkim o obszar tzw. shared services, czyli wspólnych usług dla całego holdingu.
Czy to właśnie ta działalność kryje się pod nazwą DGS Poland?
- Szukaliśmy nazwy, która będzie niezależna od Oticonu. Już jakiś czas temu zauważono w grupie, że jest potrzebna nowa jednostka i nowa nazwa. Szczególnie, że w naszym zakładzie produkujemy i serwisujemy różne marki wchodzące w skład holdingu, a Oticon to tylko jedna z nich. Oprócz tego mamy także Bernafon, Sonic, Interacoustics czy Maico. Tych marek jest bardzo dużo i skoro dla nich wszystkich produkujemy, to było niezrozumiałe dla kontrahentów, dlaczego zakład jest sygnowany marką Oticon. Było naturalne, że powinniśmy mieć nazwę, która nie wiąże się tylko z jedną z marek.
Obecnie DGS Poland jest największą jednostką w grupie. Jakie inne zakłady wchodzą w jej skład?
- Mamy jeszcze jednostki w Danii, Niemczech, Francji, Kanadzie i USA. We wszystkich jednostkach Holdingu zatrudnionych jest około 7,5 tys. osób. DGS Poland z 1100 pracownikami jest największym z nich.
Jaka jest obecnie wielkość produkcji w podszczecińskiej fabryce?
- W tej chwili produkujemy gdzieś pomiędzy dwa a cztery miliony aparatów słuchowych rocznie. Już wkrótce chcemy tę liczbę podwoić. Przygotowaliśmy też analizy, z których wynika, że z naszym potencjałem technicznym, jesteśmy w stanie dokonać tego w ciągu kilku miesięcy.
Ale, jak państwo zapowiadacie, nie tylko na tym ma polegać rozwój firmy...
- Są dwa obszary naszej działalności. Pierwszy obejmuje to, co jesteśmy w stanie dostarczyć do klientów - produkcję, serwis i dystrybucję aparatów słuchowych. Oprócz tego grupa William Demant zdecydowała, że będzie świadczyć usługi z obszaru IT, finansów, HR, itp. przez DGS. Już w tej chwili kilkanaście osób w Szczecinie zajmuje się obszarem finansowym, świadcząc usługi dla kilku firm, między innymi z Danii. Do tej pory sprawdziliśmy się w małej skali i jesteśmy gotowi ją zwiększyć. W pierwszej kolejności obejmiemy naszym serwisem wszystkie firmy Duńskie, kolejny etap to Holandia.
Czy ten rozwój pociąga za sobą wzrost zatrudnienia?
- Cały czas jesteśmy na etapie rekrutacji. Trend jest taki, że w ostatnim czasie zatrudniamy około 100 osób miesięcznie. Z czego około 20 proc. to pracownicy administracji, a 80 - produkcji. Na ten moment poszukujemy przede wszystkim specjalistów IT, inżynierów elektroników, inżynierów testów, kierowników produkcji, specjalistów ds. zakupów, programistów, testerów. Na początku kwietnia przychodzi nowy dyrektor finansowy i zajmie się on rozwojem księgowości. Obecnie w tym dziale pracuje kilkanaście osób, docelowo może ich być 50.
Czy będziecie się również rozbudowywać?
- Obecnie zajmujemy trzy budynki i przymierzamy się do budowy czwartego o powierzchni ponad 5 tys. m kw., w którym ulokujemy centrum dystrybucji. Chcemy je uruchomić w połowie przyszłego roku, budowa ruszy już latem. Do jego obsługi będziemy musieli prawdopodobnie zatrudnić około 100 osób. Do tego czasu działamy w mniejszych centrach dystrybucji, na przykład wynajmujemy halę w Dołujach.
Robi się z tego duża firma...
- Tak, ale chciałbym podkreślić, że naszym celem nie jest wzrost bezwzględnej liczby pracowników. Naszym celem jest wzrost efektywności i może się tak zdążyć, że wstrzymamy zatrudnienie, jeśli zobaczymy, że nasza efektywność wewnętrzna rośnie. Mamy świadomość, że jeśli chcemy być konkurencyjni, musimy cały czas dbać o efektywność i o koszty, bo cały czas jesteśmy weryfikowani przez rynek. Moim celem jest zwiększanie ilości działań, które mogę wykonywać taką liczba pracowników, jaką dysponuję. Na niektórych liniach już teraz osiągamy trzykrotnie wyższą produktywność niż ta, która była realizowana w Danii. Przez to mnożymy redukcję kosztów jeszcze razy trzy, dzięki temu, że jesteśmy lepiej zorganizowani.
Rozmawiali: Michał Abkowicz, ŁP