Informacje

Informacje 2010-12-22

Kręci mnie wymyślanie nowych rzeczy

Rozmowa z Łukaszem Milerem, współtwórcą jednej z dziesięciu najbardziej innowacyjnych polskich firm według Computerworld.pl
Łukasz Miler ze swoim zespołem /fot. PŁ/ Łukasz Miler ze swoim zespołem /fot. PŁ/

Szczecinbiznes.pl: W jaki sposób niewielka firma ze Szczecina staje się jedną z najbardziej innowacyjnych firm w Polsce?

Łukasz Miler: Ta nominacja bardzo mnie zaskoczyła, być może dlatego, że zawsze pokornie podchodzę do tego, co robię. Szczególnie, że cały czas czuję, ze jesteśmy dopiero na początku swojej drogi. Ale z drugiej strony, trzeba przyznać, ze jeśli chodzi o polski rynek, to robimy rzeczy innowacyjne, zupełnie nowe nawet dla ludzi z branży. Niektóre z nich są tak naprawdę ciągle świeże nawet w USA, gdzie wszystko się zaczyna. Mam na myśli np. najnowsze trendy takie jak gamification - termin stworzony raptem pięć miesięcy temu, którego mechanizmy będziemy stosować i umieszczać w projekcie, nad którym aktualnie pracujemy. Przede wszystkim chodzi bowiem o to, żeby te najnowsze trendy z zachodu jak najszybciej wyłapywać i robić je lepiej i ciekawiej niż inni. W sytuacji, kiedy mamy do dyspozycji internet i cyfrowa dystrybucję, tak naprawdę nie ma dla nas żadnych barier. Nawet działając tutaj na miejscu, możemy być innowacyjni i robić rzeczy, które zadziwiają nawet ludzi w USA. To też mnie samego w tym wszystkim najbardziej kręci – wymyślanie rzeczy świeżych i ciekawych.

Czym się zajmujecie?

W kwietniu tego roku rozpoczęła działalność spółka Picco, która powstała w wyniku przekształcenia wcześniejszej firmy: Vivio. W czerwcu otrzymaliśmy pół miliona dolarów od inwestora i w tym momencie realizujemy pierwsze projekty. Kilka dni temu wyszła nasza aplikacja na iphone’a - Game Box Plus, która została już zatwierdzona przez Apple i wypuszczona na Appstore. Czekamy też na odpalenie aplikacji na ipada. Generalnie zajmujemy się przygotowywaniem softwarów, aplikacji na platformy, które nas inspirują. Realizujemy własne pomysły, nie zajmujemy się powykonywaniem.

Picco nie jest Twoją pierwszą firmą? Jaka była Twoja droga w tym biznesie?

Od 2003 roku przez 2,5 roku pracowałem w Agencji Interaktywnej Byss. W tym czasie  przerwałem studia na Politechnice Szczecińskiej. Byłem animatorem, projektantem, project menadżerem. Szybko zacząłem zajmować się takimi klientami jak Peugeot czy Calsberg. Po pewnym czasie stwierdziłem jednak, że przestałem się rozwijać i zacząłem myśleć o czymś własnym. Dodatkowo do działania zainspirowała mnie książka Donalda Trumpa, która wtedy dostałem. Miałem swoje kontakty w branży, także w USA, gdzie wcześniej obsługiwałem kilka domów mediowych. Po odejściu z agencji miałem więc bardzo dużo zleceń. Potem z  dwoma kolegami założyliśmy spółkę Capricom Interactive. Udało nam się to nieźle rozkręcić -  naszym pierwszym klientem było niemieckie BMW. Pracowaliśmy także dla wydawcy Tomb Ridera, Sony Pictures czy marki Lipton. W 2009 roku poznałem się z chłopakami z firmy Gamelion i pomyśleliśmy, że warto zrobić coś wspólnie i rozszerzyć działalność na USA. Stworzyliśmy spółkę Vivio i przez rok realizowaliśmy wspólne projekty, głównie dla dużych dystrybutorów gier społecznościowych, m.in. na Facebooka. Potem stwierdziłem, że wolałbym wejść we własne produkty i to jest dobry moment. I tak powstało Picco. 

Jak zdobyłeś inwestora, który wyłożył na Picco pół miliona dolarów?

Z inwestorem poznaliśmy się zupełnie przypadkiem, podczas zmiany siedziby firmy. W tym czasie prowadziłem rozmowy z kilkoma zainteresowanymi podmiotami. Mieliśmy też dwie bardzo poważne oferty. Wtedy właśnie poznałem obecnego wspólnika – biznesmena z USA, pochodzącego ze Szczecina. Zajmuje się on głównie nieruchomościami, ale szuka też nowych sektorów do inwestowania. Jego oferta okazała się najlepsza.

Trudno dziś znaleźć dobrego inwestora? 

Na pewno nie jest łatwo pozyskać kapitał, bo na przykład fundusze inwestycyjne nie chcą już inwestować w same pomysły. Raczej trzeba mieć konkretny produkt i to najlepiej taki, który już się sprawdził na rynku.

W jaki sposób zarabia się na tworzeniu tego typu produktów?

Jeśli chodzi o aplikacje, to wierzymy bardzo mocno w model, który nazywa się freemium. Polega on na tym, że gra jest za darmo, ale poprzez mikrotransakcje można dokupić pewne dodatkowe możliwości. Zastosowaliśmy go także w naszej najnowszej aplikacji na iphone’a. Dodatkowo zarabiamy na reklamach. Oczywiście najtrudniejsze jest pozyskanie użytkowników i tu konieczne są mocne działania promocyjne. Wykorzystujemy do tego różne kanały: media, internet, fora, itd. Wielu developerów robi ciekawe gry, ale zapomina o części marketingowej.

Kiedy można mówić o sukcesie i ile można na tym zarobić?

My w ciągu dwóch dni po odpaleniu aplikacji mieliśmy prawie 2 tys. pobrań, bez żadnych działań promocyjnych. W przeciągu miesiąca powinny być pierwsze miarodajne wyniki, jak te aplikacje się rozwijają. Ale jeśli utrzymamy ten poziom, to w ciągu miesiąca mielibyśmy 60 tys. pobrań, czyli nie jest źle. Są oczywiście aplikacje, które mają 15 mln pobrań, każde za dolara. To jest ogromny sukces. Jeżeli dobrze rozpropagujemy swoja aplikację, to możemy mówić o zarobkach rzędu pół miliona miesięcznie. Nie mówię, że jest to łatwe, ale w tej chwili robimy wszystko żeby zmaksymalizować szanse.


W jakim kierunku będzie się rozwijać firma?

Te najważniejsze kierunki to na pewno jest cyfrowa dystrybucja czyli software, model freemium  i urządzenia, które nas technologicznie inspirują. W tej chwili jesteśmy jeszcze takim inkubatorem pomysłów. Spółka próbuje różnych rzeczy. Za jakiś czas być może będziemy realizowali jedną wytyczoną ścieżkę. Na pewno główne produkty pójdą na Facebooka. Pracujemy tez nad ekscytującym projektem modelu do zakupów grupowych, ale przeznaczony dla produktów cyfrowych w sieci.

Ile osób zatrudniasz i jak funkcjonuje firma?

W tej chwili w Picco pracuje 10 osób, od nowego roku dojdą kolejne 2-3. Są to głównie  To programiści, mamy też dział graficzny. W przyszłości będziemy wzmacniać dział produkcji poszczególnych projektów, a być może również wewnętrzny marketing.
Jeśli chodzi o system i klimat pracy, to jest on zdecydowanie antykorporacyjny. Mamy dość luźne godziny pracy, bardzo swobodną atmosferę. Natomiast bardzo dbamy o wyniki i nie jest to miejsce dla ludzi, którzy nie potrafią się sami zdyscyplinować. Nikt tu nad nikim nie stoi, bo liczą się efekty i chcemy żeby ludzie sami się motywowali. Staramy się tworzyć wizerunek firmy przyjaznej. Na pewno wszyscy bawimy się tym, co robimy ale też wymagamy dużo sami od siebie.
 

Trudno jest w Szczecinie o dobrych specjalistów w tej branży?

Trudno jest pozyskać ludzi, którzy będą specjalistami w tym co robimy, bo jeszcze nie ma od tego specjalistów. Oczywiście każda osoba po studiach musi się w te nowe rzeczy wdrożyć. Ale studenci robią tez dziś wiele rzeczy sami, prywatnie. A jeżeli chodzi o talent i poziom, to ja jestem z niego dumny. Nasi programiści reprezentują najwyższy światowy poziom.

Rozmawiała Paulina Łątka
 

Tematy: Szczecin (597) | IT (73) |
aktualizowano: 2010-12-30 10:02
Wszystkich rekordów:

Społeczność