Start!

Start! 2014-05-12

Start! Nożyczki w dłoń!

Marzenna Poddubna, szukając pomysłu na własny biznes, znalazła także nową pasję i zawód. Od niemal trzech lat prowadzi salon fryzjersko-kosmetyczny Inspiracja M&E, w którym spełnia się nie tylko jako bizneswoman, ale także jako fryzjerka.

Marzenna Poddubna w swoim salonie Inspiracje M&E /fot.: ŁP / Marzenna Poddubna w swoim salonie Inspiracje M&E /fot.: ŁP /

Droga pani Marzenny do własnego salonu była nietypowa. Przez wiele lat nasza bohaterka pracowała w zupełnie innej branży. Była specjalistką od marketingu i reklamy, pracowała w lokalnych mediach, głównie prasie i radiu. W którymś momencie jednak zaczęły jej przeszkadzać zasady panujące w wielkich korporacjach. - Zrozumiałam, że w takim układzie człowiek, pracownik, bardzo niewiele  znaczy, że wystarczy jedno potknięcie, słabszy moment i firma już cię nie potrzebuje, zdecydowanie nie chciałam poddać się takiemu trybowi i zaczęłam zastanawiać się, w jaki sposób się uniezależnić - mówi.

Pani Marzenna zaczęła wiec zastanawiać się, jaki biznes mógłby jednocześnie zapewnić jej zarobek i satysfakcję zawodową. - Dosyć szybko zaczęłam Myśleć o salonie fryzjersko-kosmetycznym – wspomina właścicielka Inspiracji. - Po pierwsze, bardzo przyjemnie mi się to kojarzyło, po drugie uznałam, że to raczej łatwy biznes, a po trzecie, że w końcu prawie każda z pań korzysta z takich usług, wiec o klientki też raczej nie powinnam się martwić. Dzisiaj już wiem, że przynajmniej dwa z tych założeń były błędne. Wtedy nie miałam o tym pojęcia, więc pełna optymizmu, zabrałam się do działania.

Pani Marzenna nie jest jednak osobą, która do nowych zadań podchodzi bez odpowiedniego przygotowania. Dlatego rozpoczęła zaocznie naukę w technikum fryzjerskim. - Uznałam, że taka wiedza będziemy niezbędna przy prowadzeniu salonu - tłumaczy. - Na tamtym etapie nie myślałam nawet o tym, że sama miałabym pracować jako fryzjerka. Po prostu chciałam mieć podstawy do tego, żeby na przykład zatrudniać pracowników czy też właściwie oceniać ich pracę, mieć pojęcie o produktach, o potrzebnym sprzęcie, itp.

Aby ukończyć szkołę, pani Marzenna musiała jednak odbyć praktyki zawodowe. W ten sposób trafiła do prawdziwego zakładu fryzjerskiego. Przypadek sprawił, że pracodawca wydelegował ją na specjalistyczne warsztaty fryzjerskie do Łodzi. Po tygodniu wróciła jak zaczarowana, wiedząc, że praca fryzjerki to jej przeznaczenie. – Tam zobaczyłam, że fryzjerstwo nie musi być tylko rzemiosłem, ale może być prawdziwą sztuką. Po tym doświadczeniu całkowicie oddałam się temu zajęciu.

Nasza bohaterka praktykowała przez kilka lat w szczecińskich salonach fryzjerskich, w których szlifowała swoje umiejętności. W końcu stwierdziła, że jest gotowa w nowym fachu stanąć na własnych nogach.  Pomóc w tym miała dotacja na założenie własnej działalności z Powiatowego Urzędu Pracy. 20 unijnych tysięcy okazało się jednak kroplą w finansowym morzu potrzeb. Najwięcej pochłonęło oczywiście wyposażenie lokalu. Tylko specjalistyczna myjka do włosów kosztowała, bagatela, 10 tys. zł. A w salonie pani Marzenny stanęły takie dwie.

Przy urządzaniu lokalu nieoceniona okazała się pomoc męskiej część rodziny. - Remontem i przystosowaniem lokalu zajął się niemal w całości mój mąż z tatą i teściem - wspomina właścicielka salonu. - Był on również bardzo pomocny przy negocjowaniu warunków, podpisywaniu umów, itp. Dzięki niemu wiele rzeczy udało się załatwić na korzystniejszych warunkach. Spotkałam się także z wielką przychylnością innych osób, które spotykałam na swojej drodze.

W końcu nadszedł dzień otwarta. Na klientki czekał duży salon fryzjerski z gabinetem kosmetycznym w centrum miasta, choć nie w najlepszym miejscu. - Rozpoczynałam działalność pełna optymizmu i wyobrażeń na temat tego, jak to będzie wyglądać – śmieje się po trzech latach właścicielka. - Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Po dwóch-trzech dniach względnego zainteresowania nowym lokalem, zmalało ono praktycznie do zera. Na dodatek zupełnie nietrafione okazał o się połączenie fryzjera i kosmetyczki. Wcale nie generowało to dodatkowych klientów, natomiast utrzymanie tak dużego lokalu było bardzo kosztowne.

Wybawieniem dla Inspiracji okazały się, zaczynające w tym czasie pojawiać się na rynku, serwisy zakupów grupowych. Pani Marzenna świetnie wyczuła nowy trend i okazało się to strzałem w dziesiątkę. W kolejnych akcjach udawało się sprzedawać nawet po kilkaset kuponów na usługi. - Uznałam, że to szansa żeby zaprezentować salon i swoje umiejętności - tłumaczy właścicielka salonu. - Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że większość z tych osób nadal będzie poszukiwała okazji cenowych, ale liczyłam, że może przynajmniej część zostanie stałymi klientami. Jednocześnie oznaczało to pracę po kosztach i rezygnację z części zarobku. Ale w ten sposób udało się nam przetrwać pierwsze dwa lata.

Tworząc swój salon pani Marzenna postawiła przede wszystkim na domową, ciepłą atmosferę, w której klientka zawsze dostanie kubek swojej ulubionej kawy. A także na nowatorski jak na tę branżę system obsługi klienta. Opiera się on na bardzo prostym, jednak niezwykle skutecznym programie komputerowym, w którym każda z pań odwiedzająca salon ma coś na kształt profilu czy karty klienta. Właścicielka odnotowuje w niej wszystkie kolejne wizyty, zabiegi jakie są wykonywane, uwagi klientki, strzyżenia, farbowania.

-  Szczególnie w przypadku farbowania jest to niezwykle skutecznie, pozwala bowiem zachować wszystkie kolejne próby, z dokładnymi informacjami na temat stosowanych pigmentów i ich proporcji - tłumaczy fryzjerka. - Dzięki temu, przy następnej wizycie możemy zmienić kolor, albo zachować identyczny odcień. To jest niezwykle trudna sztuka, a u nas można mieć pewność co do rezultatu. Klientki bardzo to cenią. Na bazie tego systemu przedsiębiorcza kobieta stworzyła również własny program lojalnościowy z całym pakietem zniżek i rabatów, skierowany do stałych klientek.

W końcu, po dwóch latach „ciągnięciu od pierwszego do pierwszego”, pani Marzenna zdecydował się  na poważne zmiany. Najważniejszym zadaniem było zminimalizowanie kosztów. I tym razem nieoceniony okazał się mąż: nie tylko znalazł dużo mniejszy lokal w ciekawym miejscu, ale tak jak poprzednio – od podstaw wyremontował go i przystosował na potrzeby salonu. Oczywiście pod czujnym okiem żony. Do nowego miejsca przy ulicy Śląskiej przeniesiono jedynie usługi fryzjerskie oraz manicure i pedicure, którymi zajmuje się zaprzyjaźniona specjalistka.

Przeprowadzka okazała się strzałem w dziesiątkę. Spora baza wiernych klientek, plus znacznie mniejsze koszty działalności sprawiły, że zakład w końcu zaczął przynosić oczekiwane zyski, natomiast grafik pani Marzenny często pęka w szwach. Obecnie zatrudnia też jeszcze jedną fryzjerkę oraz stażystkę. Przyznaje jednak, że jej bolączką jest duża rotacja pracowników, a marzeniem stworzenie dobrego, zgranego zespołu.

- Jestem jednak bardzo wymagająca pod tym względem - dodaje. - Nie uznaję żadnych kompromisów zarówno w kwestii jakości usług, jak i obsługi klienta. Niestety wiele dziewczyn nie potrafi, bądź nie chce temu sprostać. A ja szukam ludzi z taką samą wizją i pasją do pracy, które będą chciały się rozwijać i szkolić i którym to zajęcie będzie sprawiać taką samą radość jak mi.

ŁP


 


 



 

Tematy: Szczecin (597) | start (171) |
aktualizowano: 2014-05-26 09:17
Wszystkich rekordów:

Społeczność