Rusztowaniowy gigant
W czerwcu 2008 roku 90 proc. udziałów Stettak sp. z o.o. kupiła Spółka BIS Plettac z Ostrzeszowa, której głównym właścicielem jest koncern Bilfinger Berger Industrial Services AG (BIS), a konkretnie jego grupa działająca na rynkach Europy środkowej i Skandynawii jako odnoga giganta budowlanego koncernu Bilfinger Berger notowanego na niemieckiej giełdzie DAX.
Duży może więcej
- Na rynku budowlanym jest jak w handlu, gdzie nastąpiła rewolucja - hipermarkety i potężne powierzchnie handlowe zastąpiły małe sklepy. Jeśli w Szczecinie zaczną się duże inwestycje za unijne pieniądze, czego oczekujemy od szeregu lat, to firma Stettak, chociaż jest znana na rynku, nie jest w stanie konkurować z wielkim koncernem, który wszedłby na rynek. Może przez rok bylibyśmy jego podwykonawcą, a potem koncern rozwali rynek i nie wytrzymamy konkurencji. Trzeba więc było połączyć się z kimś dużym, kto zagwarantuje nam duży kapitał i szybką reakcję na potrzeby rynku - tłumaczy przyczynę wejścia w struktury koncernu Roman Rogoziński, prezes Stettak sp. z o.o. .
Zdanie prezesa poparli jego wspólnicy (dwie firmy niemieckie i szczeciński Calbud). Rogoziński skorzystał ze swoich długoletnich niemieckich kontaktów i po półtora roku negocjacji, sprawdzania i kalkulacji Plettac Ostrzeszów i Stettak doszły do porozumienia. Plettac objął 90 proc. udziałów, a prezes został właścicielem 10 proc.
- Z dotychczasowymi wspólnikami zakończyliśmy działalność w zgodzie i przyjaźni. Przez 15 lat nigdy nie było między nami złego słowa. Jesteśmy jednym z niewielu przykładów udanej i długiej współpracy polskich i niemieckich przedsiębiorców - mówi Rogoziński.
Szef Stettaka nie zdradza wartości kontraktu, jednak przyznaje, że ze strony Niemców nie było długich dyskusji na temat ceny, a firma nie straciła niezależności.
- Nie jesteśmy oddziałem. Nie zmieniła się nazwa ani forma prawna. Dodajemy logo Bilfinger na naszych wizytówkach. W Niemczech zna je każdy z branży budowlanej - mówi Roman Rogoziński. - Partnerzy z Niemiec stworzyli atmosferę rzetelności i widać to na każdym kroku. Każdy problem, jaki się pojawia jest poważnie rozwiązywany. Nikt mi nie narzuca nie wiadomo jakich wyników. To ja mam mam je określić i osiągnąć.
Koncern daje możliwości
Wejście pod skrzydła koncernu nie zmieniło w szczecińskiej firmy na poziomie zarządzania. Nie pojawili się w niej przedstawiciele większościowego udziałowca.
- Zmienia się za to nasz tok myślenia. Czujemy, że za nami stoi potężny kapitał - mówi Roman Rogoziński. - Do tej pory nie borykaliśmy się z problemami finansowymi, ale nasz rozwój musiał być powolny. Teraz mamy absolutnie wolną rękę w zakresie środków inwestycyjnych. Oczywiście wydatki muszą być zaplanowane, uzasadnione i przynieść efekt.
Po wstąpieniu do Bilfingera Stettak zainwestował milion złotych w nowoczesne rusztowania przemysłowe. Przez 15 lat działał na bazie rusztowań ramowych. Teraz - przy wykorzystaniu najnowocześniejszych rusztowań modułowych stosowanych w przemyśle. Można rozbudowywać je na wysokość, długość i szerokość co 50 cm.
Wstępując do koncernu, Stettak zastał otwarte drzwi na rynki zewnętrzne w państwach, w których działa koncern BIS (a konkretnie jego część odpowiedzialna za Europę wschodnią i północną).
- Mogę każdego pracownika wysłać na rynki, na których działa nasz koncern lub ściągać ludzi do pracy z innych krajów. Jesteśmy dużą organizacją, w której możemy nawzajem się wspierać. Mogę się podjąć największych budów w naszym województwie. Gdybym miał potężną robotę na miliony metrów kwadratowych, mogę ściągnąć ludzi i rusztowania z Polski i zza granicy. Jeszcze rok temu byłoby to absolutnie niemożliwe - zapewnia Roman Rogoziński.
Co ważne, wejście do koncernu pozwoliło Stettakowi na uzyskanie korzystnych rabatów u renomowanego producenta rusztowań. BIS pomógł też wdrożyć w firmie system logistyczny. Każdy element rusztowania jest oznakowany. Dzięki temu szef może codziennie sprawdzić w komputerze na jakiej budowie ile jakich elementów rusztowań się znajduje. Pozwala to określić szczegółowe koszty działalności.
Zamek i hala fabryczna
Roczne obroty firmy Stettak, lidera w branży rusztowaniowej w regionie, to 12 milionów zł.
70 proc. jej zleceń stanowią roboty fasadowe, a 30 proc. prace przemysłowe. W tej pierwszej grupie znajdują się m. in ocieplane fasady bloków należących do spółdzielni mieszkaniowych (tych jest coraz mniej) oraz kamienice w centrum Szczecina, których z kolei odnawia się coraz więcej.
Firma zaczyna specjalizować się w konstrukcjach specjalnych. Rusztowania z logo Stettaka zobaczyć można było wokół latarni morskiej w Niechorzu i Świnoujściu. Firma prowadziła prace w szczecińskim porcie, zarusztowała Elewator Ewa („- To była bardzo trudna realizacja” - wspomina prezes Rogoziński).
Stettak stawia rusztowania dla firmy Stalkon, która wykonuje sekcje statków. Uczestniczy w budowie hal fabrycznych w strefach ekonomicznych wokół Szczecina. Firma stawia rusztowania i prowadzi remonty budynków przemysłowych w Zakładach Chemicznych „Police”.
Spółka ma na koncie kompleksową obsługę w zakresie budowy rusztowań dla renowacji obiektów zabytkowych - Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, szczecińskiej katedry i kościoła św. Jana Ewangelisty oraz kościołów w Gorzowie i Pełczycach.
- Zależy nam na tym, żeby wejść w duże roboty przemysłowe w regionie. Jesteśmy w stanie obsłużyć każdą nawet najbardziej skomplikowaną i dużą budowę mając wsparcie koncernu BIS - zapowiada szef firmy.
Ostrożniej w kryzysie
Przystąpienie Stettaka do koncernu Bilfinger nastąpiło w przeddzień światowego kryzysu finansowego. Co oznacza to dla spółki?
- Boimy się kryzysu jak wszyscy. W tym roku inwestycje budowlane jeszcze rozwijają się siłą inercji, ale w przyszłym roku bardzo odczujemy kryzys - ocenia Roman Rogoziński. - Źródłem rozwoju budownictwa są pieniądze, a banki są teraz ostrożne.
Kryzys to również wolniejsza ścieżka rozwoju firmy. O ile w 2008 roku Stettak zwiększył obroty o prawie 50 proc., o tyle w 2009 roku jego szef planuje utrzymanie skali działalności. Mocny rozwój może przypaść na lata kolejne. Spółka zamierza bowiem wykorzystać fakt, że w ramach koncernu ma łatwy dostęp do zleceń z rynków Europy środkowej i Skandynawii.
Zaczęło się od elektrowni Opole
Roman Rogoziński pracuje w budownictwie od 1968 roku. W sumie 11 lat spędził na kontraktach w Niemczech. Budował słynną elektrownię Jänschwalde koło Cottbus o mocy 3 tys. megawatów. Była to największa budowa krajów RWPG. Koło Stuttgartu był kierownikiem budowy szpitala landowego. Tam zobaczył nową technologię, nowe systemy rusztowań i szalowania. W tym czasie w Polska w budownictwie była całe lata do tyłu.
W latach 1987-1990 roku Rogoziński był zastępcą dyrektora i naczelnym inżynierem w Szczecińskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Ogólnego 3 (SPBP). Pracował akurat w Niemczech, gdy jego firma realizowała część budowy elektrowni Opole. Z dnia na dzień powstała potrzeba postawienia rusztowania na 3 tys. m. kw. na elektrowni.
- Nikt nie wiedział, skąd je wziąć, więc koledzy, którzy się tym zajmowali i wiedzieli, że przez 11 lat pracowałem na rynku niemieckim, ściągnęli mnie i mówią: „Romek, trzeba to załatwić” - wspomina Rogoziński. - Udało się przez tydzień tak rozegrać wszystko z Niemcami, że te 3 tys. m. kw. na elektrowni stanęło! I to jako supernowoczesna konstrukcja. Nie znaliśmy cen, nie wiedzieliśmy jeszcze za bardzo o co w tym biznesie chodziło. Wynegocjowaliśmy więc najlepsze warunki w historii firmy do dnia dzisiejszego! Osiem marek za metr kwadratowy za miesiąc. Ale nie wiedzieliśmy, że to była stawka za montaż, więc raz zmontowaliśmy, a rusztowania stały i zarabiały przez cztery miesiące. Po tej operacji pomyśleliśmy w gronie kolegów - jeśli tak dobrze nam idzie, to załóżmy firmę rusztowaniową.
27 stycznia 1993 roku powstała firma Stettak. Firma miała pięciu właścicieli: Calbud, Pomorski, dwie firmy niemieckie z Torgelow i z Neubrandenburga i Roman Rogoziński, jedyny jako osoba fizyczna, który od początku został prezesem.
- Startowaliśmy bez kapitału, a po przełomie w 1989 roku nie wiedzieliśmy, co to jest spółka z o.o., jakie są zasady finansowe, ekonomiczne. Musieliśmy to poznać - wspomina prezes Stettaka, którego największym kapitałem na początku działalności okazały się kontakty w branży budowlanej. To one zaowocowały pierwszym, prestiżowym zleceniem - przy budowie gmachu szczecińskiego oddziału ZUS. Drugi był bank Pekao przy ul. Bogurodzicy. W ten sposób firma ruszyła pełną parą.
Jednak w historii Stettaka były też momenty dramatyczne. W 1993 roku, w okresie wielkiego entuzjazmu, jeden z niemieckich wspólników zaciągnął kredyt na 736 tys. marek. Marka kosztował wtedy, w przeliczeniu na nowe złotówki, 60-70 gr.
- Złotówka szybko się wtedy dewaluowała. Gdy spłacaliśmy kredyt, kosztowała już 2,25 zł. Było nam bardzo trudno. Firma prawie się rozlatywała - wspomina Roman Rogoziński. - Kupiliśmy wówczas teren przy ul. Pomorskiej, na której teraz jest siedziba firmy. Z pomocą przyszła nam firma, która wynajęła od nas dużą część tego terenu i zapłaciła za kilka lat z góry za czynsz za dzierżawę. To nas uratowało.
Stettak przeżył kłopoty, miał działkę i zaczął inwestować we własną bazę. Wspólnicy niemieccy kupili m. in. od wojska eneredowskiego ciężarówki marki IFA.
- Byliśmy bardzo ekspansywni i rozwijaliśmy się szybko do 1998 roku i zatrzymania gospodarki przez Balcerowicza. Ale w 1998 roku byliśmy już opierzeni i radziliśmy sobie na rynku - mówi prezes Stettaka. - Mieliśmy już własne zaplecze – duży utwardzony plac składowy, halę magazynową, budynek administracyjno socjalny i mieliśmy do dyspozycji znaczącą ilość rusztowań i spłacone wszystkie kredyty i zobowiązania inwestycyjne.
W pierwszych latach rozwoju konkurencją Stettaka w Szczecinie były firmy niemieckie, które korzystały z dużych ulg inwestycyjnych. Firmy z dawnego NRD inwestowały, ale nie utrzymały się na rynku.
- My, w przeciwieństwie do nich rozwijaliśmy się dość rozsądnie i w sposób prawidłowy. Ale to być może dlatego, że nie mieliśmy na początku pieniędzy? - zastanawia się Roman Rogoziński.
Tegoroczny mariaż z koncernem Bilfinger sprawił, że o brak pieniędzy na rozwój Stettak nie musi się już martwić.
Michał Abkowicz