Informacje 2009-01-07

Rusztowaniowy gigant

Ubiegły rok był przełomowy dla szczecińskiej firmy rusztowaniowej Stettak, która weszła w skład niemieckiego koncernu budowlanego Bilfinger Berger.
Rusztowania  firmy Stettak zobaczyć można m. in na wielu docieplanych budynkach. fot. SA Rusztowania firmy Stettak zobaczyć można m. in na wielu docieplanych budynkach. fot. SA

W czerwcu 2008 roku 90 proc. udziałów Stettak sp.  z o.o. kupiła Spółka  BIS Plettac z Ostrzeszowa, której głównym właścicielem jest  koncern Bilfinger Berger Industrial Services AG  (BIS), a konkretnie jego grupa działająca na rynkach Europy środkowej i Skandynawii jako odnoga giganta budowlanego koncernu Bilfinger Berger notowanego na niemieckiej giełdzie DAX. 

Duży może więcej

- Na rynku budowlanym jest jak w handlu, gdzie nastąpiła rewolucja - hipermarkety i potężne powierzchnie handlowe zastąpiły małe sklepy. Jeśli w Szczecinie zaczną się duże inwestycje za unijne pieniądze, czego oczekujemy od szeregu lat, to  firma Stettak, chociaż jest znana na rynku, nie jest w stanie konkurować z wielkim koncernem, który wszedłby na rynek. Może przez rok bylibyśmy jego podwykonawcą, a potem koncern rozwali rynek i nie wytrzymamy konkurencji. Trzeba więc było połączyć się z kimś dużym, kto zagwarantuje nam duży kapitał i szybką reakcję na potrzeby rynku - tłumaczy przyczynę wejścia w struktury koncernu Roman Rogoziński, prezes Stettak sp. z o.o. .

Zdanie prezesa poparli jego wspólnicy (dwie firmy niemieckie i szczeciński Calbud). Rogoziński skorzystał ze swoich długoletnich niemieckich kontaktów i po półtora roku negocjacji, sprawdzania i kalkulacji Plettac Ostrzeszów i Stettak doszły do porozumienia. Plettac objął 90 proc. udziałów, a prezes został właścicielem 10 proc.

- Z dotychczasowymi wspólnikami zakończyliśmy działalność w zgodzie i przyjaźni. Przez 15 lat nigdy nie było między nami złego słowa. Jesteśmy jednym z niewielu przykładów udanej i długiej współpracy polskich i niemieckich przedsiębiorców - mówi Rogoziński.

Szef Stettaka nie zdradza wartości kontraktu, jednak przyznaje, że ze strony Niemców nie było długich dyskusji na temat ceny, a firma nie straciła niezależności.

- Nie jesteśmy oddziałem. Nie zmieniła się nazwa ani forma prawna. Dodajemy logo Bilfinger na naszych wizytówkach. W Niemczech zna je każdy z branży budowlanej - mówi Roman Rogoziński. - Partnerzy z Niemiec stworzyli atmosferę rzetelności i widać to na każdym kroku. Każdy problem, jaki się pojawia jest poważnie rozwiązywany. Nikt mi nie narzuca nie wiadomo jakich wyników. To ja mam mam je określić i osiągnąć.

Koncern daje możliwości

Wejście pod skrzydła koncernu nie zmieniło w szczecińskiej firmy na poziomie zarządzania. Nie pojawili się w niej przedstawiciele większościowego udziałowca.

- Zmienia się za to nasz tok myślenia. Czujemy, że za nami stoi potężny kapitał - mówi Roman Rogoziński. - Do tej pory nie borykaliśmy się z problemami finansowymi, ale nasz rozwój musiał być powolny. Teraz mamy absolutnie wolną rękę w zakresie środków inwestycyjnych. Oczywiście wydatki muszą być zaplanowane, uzasadnione i przynieść efekt.

Po wstąpieniu do Bilfingera Stettak zainwestował milion złotych  w nowoczesne rusztowania przemysłowe. Przez 15 lat działał na bazie rusztowań ramowych. Teraz - przy wykorzystaniu najnowocześniejszych rusztowań modułowych stosowanych w przemyśle. Można rozbudowywać je na wysokość, długość i szerokość co 50 cm.

Wstępując do koncernu, Stettak zastał otwarte drzwi na rynki zewnętrzne w państwach, w których działa koncern BIS (a konkretnie jego część odpowiedzialna za Europę wschodnią i północną).

- Mogę każdego pracownika wysłać na rynki, na których działa nasz koncern lub ściągać ludzi do pracy z innych krajów. Jesteśmy dużą organizacją, w której możemy nawzajem się wspierać. Mogę się podjąć największych budów w naszym województwie. Gdybym miał potężną robotę na miliony metrów kwadratowych, mogę ściągnąć ludzi i rusztowania z Polski i zza granicy. Jeszcze rok temu byłoby to absolutnie niemożliwe - zapewnia Roman Rogoziński.

Co ważne, wejście do koncernu pozwoliło Stettakowi na uzyskanie korzystnych rabatów u renomowanego producenta rusztowań. BIS pomógł też wdrożyć w firmie system logistyczny. Każdy element rusztowania jest oznakowany. Dzięki temu szef może codziennie sprawdzić w komputerze na jakiej budowie ile jakich elementów rusztowań się znajduje. Pozwala to określić szczegółowe koszty działalności.

Zamek i hala fabryczna

Roczne obroty firmy Stettak, lidera w branży rusztowaniowej w regionie,  to 12 milionów zł.

70 proc. jej zleceń stanowią roboty fasadowe, a 30 proc. prace przemysłowe. W tej pierwszej grupie znajdują się m. in ocieplane fasady bloków należących do spółdzielni mieszkaniowych (tych jest coraz mniej) oraz kamienice w centrum Szczecina, których z kolei odnawia się coraz więcej.

Firma zaczyna specjalizować się w konstrukcjach specjalnych. Rusztowania z logo Stettaka zobaczyć można było wokół latarni morskiej w Niechorzu i Świnoujściu. Firma prowadziła prace w szczecińskim porcie, zarusztowała Elewator Ewa („- To była bardzo trudna realizacja” - wspomina prezes Rogoziński).

Stettak stawia rusztowania dla firmy Stalkon, która wykonuje sekcje statków. Uczestniczy w budowie hal fabrycznych w strefach ekonomicznych wokół Szczecina. Firma stawia rusztowania i  prowadzi remonty budynków przemysłowych w Zakładach Chemicznych „Police”.

Spółka ma na koncie kompleksową obsługę w zakresie budowy rusztowań dla renowacji obiektów zabytkowych - Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, szczecińskiej katedry i kościoła św. Jana Ewangelisty oraz kościołów w Gorzowie i Pełczycach.

- Zależy nam na tym, żeby wejść w duże roboty przemysłowe w regionie. Jesteśmy w stanie obsłużyć każdą nawet najbardziej skomplikowaną i dużą budowę mając wsparcie koncernu BIS - zapowiada szef firmy.

Ostrożniej w kryzysie

Przystąpienie Stettaka do koncernu Bilfinger nastąpiło w przeddzień światowego kryzysu finansowego. Co oznacza to dla spółki?

- Boimy się kryzysu jak wszyscy. W tym roku inwestycje budowlane jeszcze rozwijają się siłą inercji, ale w przyszłym roku bardzo odczujemy kryzys - ocenia Roman Rogoziński. - Źródłem rozwoju budownictwa są pieniądze, a banki są teraz ostrożne.

Kryzys to również wolniejsza ścieżka rozwoju firmy. O ile w 2008 roku Stettak zwiększył  obroty o prawie 50 proc., o tyle w 2009 roku jego szef planuje utrzymanie skali działalności. Mocny rozwój może przypaść na lata kolejne. Spółka zamierza bowiem wykorzystać fakt, że w ramach koncernu ma łatwy dostęp do zleceń z rynków Europy środkowej i Skandynawii.

Zaczęło się od elektrowni Opole

Roman Rogoziński pracuje w budownictwie od 1968 roku. W sumie 11 lat spędził na kontraktach w Niemczech. Budował słynną elektrownię Jänschwalde koło Cottbus o mocy 3 tys. megawatów. Była to największa budowa krajów RWPG. Koło Stuttgartu był kierownikiem budowy szpitala landowego. Tam zobaczył nową technologię, nowe systemy rusztowań i szalowania. W tym czasie w Polska w budownictwie była całe lata do tyłu.

W latach 1987-1990 roku Rogoziński był zastępcą dyrektora i naczelnym inżynierem w Szczecińskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Ogólnego 3 (SPBP). Pracował akurat w Niemczech, gdy jego firma realizowała część budowy elektrowni Opole. Z dnia na dzień powstała potrzeba postawienia rusztowania na 3 tys. m. kw. na elektrowni.

- Nikt nie wiedział, skąd je wziąć, więc koledzy, którzy się tym zajmowali i wiedzieli, że przez 11 lat pracowałem na rynku niemieckim, ściągnęli mnie  i mówią: „Romek, trzeba to załatwić” - wspomina Rogoziński. - Udało się przez tydzień tak rozegrać wszystko z Niemcami, że te 3 tys. m. kw. na elektrowni stanęło! I to jako supernowoczesna konstrukcja. Nie znaliśmy cen, nie wiedzieliśmy jeszcze za bardzo o co w tym biznesie chodziło. Wynegocjowaliśmy więc najlepsze warunki w historii firmy do dnia dzisiejszego! Osiem marek za metr kwadratowy za miesiąc. Ale nie wiedzieliśmy, że to była stawka za montaż, więc raz zmontowaliśmy, a rusztowania stały i zarabiały przez cztery miesiące. Po tej operacji pomyśleliśmy w gronie kolegów - jeśli tak dobrze nam idzie, to załóżmy firmę rusztowaniową.

27 stycznia 1993 roku powstała firma Stettak. Firma miała pięciu właścicieli: Calbud, Pomorski, dwie firmy niemieckie z Torgelow i z Neubrandenburga i Roman Rogoziński, jedyny jako osoba fizyczna, który od początku został prezesem.

- Startowaliśmy bez kapitału, a po przełomie w 1989 roku nie wiedzieliśmy, co to jest spółka z o.o., jakie są zasady finansowe, ekonomiczne. Musieliśmy to poznać - wspomina prezes Stettaka, którego największym kapitałem na początku działalności okazały się kontakty w branży budowlanej. To one zaowocowały pierwszym, prestiżowym zleceniem - przy budowie gmachu szczecińskiego oddziału ZUS. Drugi był bank Pekao przy ul. Bogurodzicy. W ten sposób firma ruszyła pełną parą.

Jednak w historii Stettaka były też momenty dramatyczne. W 1993 roku, w okresie wielkiego entuzjazmu, jeden z niemieckich wspólników zaciągnął kredyt na  736 tys. marek. Marka kosztował wtedy, w przeliczeniu na nowe złotówki, 60-70 gr.

- Złotówka szybko się wtedy dewaluowała. Gdy spłacaliśmy kredyt, kosztowała już 2,25 zł.  Było nam bardzo trudno. Firma prawie się rozlatywała - wspomina Roman Rogoziński. - Kupiliśmy wówczas teren przy ul. Pomorskiej, na której teraz jest siedziba firmy. Z pomocą przyszła nam firma, która wynajęła od nas dużą część tego terenu i zapłaciła za kilka lat z góry za czynsz za dzierżawę. To nas uratowało.

Stettak przeżył kłopoty, miał działkę i zaczął inwestować we własną bazę. Wspólnicy niemieccy kupili m. in. od wojska eneredowskiego ciężarówki marki IFA.

- Byliśmy bardzo ekspansywni i rozwijaliśmy się szybko do 1998 roku i zatrzymania gospodarki przez Balcerowicza. Ale w 1998 roku byliśmy już opierzeni i radziliśmy sobie na rynku - mówi prezes Stettaka. - Mieliśmy już własne zaplecze – duży utwardzony plac składowy, halę magazynową, budynek administracyjno socjalny i mieliśmy do dyspozycji znaczącą ilość rusztowań i spłacone wszystkie kredyty i zobowiązania inwestycyjne.

W pierwszych latach rozwoju konkurencją Stettaka w Szczecinie były firmy niemieckie, które korzystały z dużych ulg inwestycyjnych. Firmy z dawnego NRD inwestowały, ale nie utrzymały się na rynku.

- My, w przeciwieństwie do nich rozwijaliśmy się dość rozsądnie i w sposób prawidłowy. Ale to być może dlatego, że nie mieliśmy na początku pieniędzy? - zastanawia się Roman Rogoziński.

Tegoroczny mariaż z koncernem Bilfinger sprawił, że o brak pieniędzy na rozwój Stettak nie musi się już martwić.


Michał Abkowicz

Tematy: budownictwo (118) | Stettak (2) |
aktualizowano: 2009-01-07 10:02
cofnij drukuj do góry
Wszystkich rekordów: