Mamy wiatr, potrzebujemy dobrej ustawy
Szczecinbiznes.pl: Czym zajmuje się Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej?
Krzysztof Prasałek: PSEW to towarzyszenie firm działających w sektorze energetyki wiatrowej. Naszym celem jest próba likwidacji barier dla rozwoju tej branży, na różnych szczeblach: zaczynając od poziomu tworzenia prawa, poprzez zagadnienia regionalne, czyli tworzenie dobrej atmosfery do inwestowania, na poziomie gmin, w których te inwestycje są realizowane, kończąc. Do tego organizujemy różnego rodzaju wydarzenia, których głównym celem jest edukacja i upowszechnianie wiedzy o tej technologii i walka z mitami na jej temat.
Jak te działania wyglądają w praktyce?
Stowarzyszenie zrzesza ok. 100 członków, mamy też zarząd, 11 pracowników w biurze oraz komitet sterujący, który opracowuje pod względem merytorycznym nasze kierunki działania PSEW. Na najwyższym poziomie są one związane z tworzeniem prawa, tzn. uczestniczymy w przygotowywaniu i opiniowaniu dokumentów związanych z energią odnawialną, współpracujemy z parlamentarzystami, ministrami, urzędami, kancelariami prawnymi które je opiniują. Na poziomie regionalny jest to współpraca z urzędami marszałkowskimi i wojewódzkimi, Regionalną Dyrekcje Ochrony Środowiska, itp. To są obszary, w których działamy i propagujemy dobre relacje. Najbardziej podstawowy poziom - gmin, to przede wszystkim edukacja. Tam potrzebna jest rzeczowa i szybka informacja, która nie pozwoli rozprzestrzeniać się nieprawdziwym informacjom. Ten poziom jest szczególnie ważny dla inwestorów.
Jak w tej chwili ocenia Pan poziom świadomości społecznej, jeśli chodzi o energie wiatrową?
Świadomość nie jest bardzo wysoka, ale z drugiej strony, mamy stosunkowo duży poziom akceptacji społecznej. Ciągle jest to technologia, która dobrze się kojarzy, na przykład w przeciwieństwie do energetyki jądrowej, w przypadku której opór społeczny jest duży. My właściwie mamy pojedyncze sytuacje, w których występują jakieś konflikty i najczęściej jest to związane z błędami popełnianymi prze inwestorów, brakiem odpowiedniej komunikacji i informacji.
Co jest w takim razie największą bolączką tej branży?
Dużo większy problem mamy z politykami, gdyż energetyka wiatrowa nie do końca wpisuje się w politykę energetyczną państwa. Niestety, politycy ciągle widzą przyszłość naszej energetyki w węglu, co jest jeszcze stosunkowo zrozumiałe, bo węgla mamy dużo. Ale już pęd ku energetyce jądrowej jest dla mnie zupełnie niezrozumiały, bo nie mamy ani technologii ani doświadczenia w tym zakresie. A tymczasem ona wkroczyła na arenę i szerzy się coraz bardziej. To powoduje, że na bok spychane są inne technologie, które w Europie i na świecie rozwijają się bardzo dynamicznie, czyli energetyka wiatrowa i słoneczna. Co znamienne, są to technologie przodujące także w Chinach i USA, choć nie ma tam w tym względzie żadnego przymusu. Tam liczy się tylko biznes i to się rozwija.
Na jakie konkretne przeszkody napotykacie?
Największym problemem jest brak wsparcia dla energetyki odnawialnej, na takim poziomie, jaki jest na przykład w Niemczech, Szwecji czy Hiszpanii. Brak woli politycznej powoduje, że nasze ustawy mają taki kształt, jaki mają. Jest więc w nich zawarta pewna zachęta do inwestowania, ale jednocześnie stawianych jest mnóstwo problemów i barier, które powodują, że ta technologia nie będzie się rozwijać w takim stopniu, w jakim powinna i mogłaby, żebyśmy jako społeczeństwo mieli z tego pożytek. Do tej pory mieliśmy prawo energetyczne, w którym pewne rozwiązania wspierające energetykę odnawialną były zawarte. Tymczasem proponowana obecnie ustawa OZE, która miała to jeszcze poprawić, paradoksalnie znosi dużą część tych dobrych rozwiązań.
System wsparcia energii odnawialnej w Polsce składa się z dwóch elementów: obowiązku skupowania energii ze źródeł przez spółki obrotu oraz bonusu, który otrzymują wytwórcy za tzw. zielone certyfikaty. W obecnie proponowanym kształcie ustawy, ustawodawca całkowicie zlikwidował ten pierwszy element. Oczywiście ta energia będzie sprzedawana, bo do tego zobowiązuje nas dyrektywa unijna, ale nie ma to przełożenia w prawie krajowym i mimo wszystko zwiększa to ryzyko braku nabywcy. Tym bardziej, że większość wytwórców to wytwórcy niezależni od całego systemu koncernów energetycznych, które działają w Polsce.
Druga kwestia to może niewielki, ale stabilny wzrost wsparcia, który do tej pory był zagwarantowany i zapewniał rozwój rynku. Dzisiaj teoretycznie gwarantuje się funkcjonowanie systemu, ale z drugiej strony mówi się o drastycznym obniżeniu poziomu wsparcia, również dla juz istniejących inwestycji. Dlatego ci, którzy kilka lat temu postawili swoje elektrownie wiatrowe, z bardzo dużym niepokojem czekają, jaką cenę zaoferuje im państwo w nowej ustawie OZE, gdyż nie ma w niej gwarancji ciągłości wsparcia na takim poziomie jak w momencie realizacji inwestycji i projektowania budżetów. Szacujemy, że po wejściu tej ustawy w życie, dochody dla inwestycji wiatrowych mogą spaść od 10 do 30 proc. A dla wielu z nich jest to granica przeżycia. Bo dochodowość ich nie jest nigdzie większa niż 30 proc., a najczęściej jest na poziomie 10 czy 15 proc. To kładzie w 90 proc już zrealizowane inwestycje.
I trzecia sprawa to nasze zobowiązania. W Krajowym Planie Działania jest mowa o tym, że do 2020 roku musimy zbudować ok. 6 tys. megawatów w wietrze. W tej chwili mamy 1500. To oznacza, że powinniśmy budować po 500 megawatów rocznie, żeby wypełnić ten absolutnie minimalistyczny plan. Przy tym systemie, który był dotychczas, budowaliśmy po 400. Więc chcemy pogorszyć system, a jednocześnie zagwarantować przynajmniej niezmieniony poziom? Nie uda się tego zrobić. Przy takim prawie jak obecnie proponowane, musi dojść do załamania inwestycji, a jeśli energetyka wiatrowa się załamie, to mamy jak w banku, że nie wypełnimy zobowiązań unijnych. To się skończy wnioskami do trybunału, karami, obcięciem dofinansowania, a być może także nakazem kupowania zielonej energii od sąsiadów.
To wszystko wynika z przygotowywanej ustawy. Ale jest to oczywiście tylko projekt. I tu zaczyna się rola Stowarzyszenia. Teraz mamy czas, żeby ją poprawić i mamy nadzieję, że rozmowy z ministerstwem, premierem Pawlakiem, z parlamentarzystami, doprowadza do zmiany niektórych przepisów.
Jak w tym kontekście jawi przyszłość firm z branży wiatrowej?
Z punktu widzenia europejskiego – znakomicie, bo pomimo kryzysu ekonomicznego, polityka klimatyczno – energetyczna nie została odwołana. Ci więcej, jest to jedna z niewielu branż, która nadal się krajach europejskich cały czas się rozwija, a przyrosty są takie same jak przed kryzysem. Ale z perspektywy politycznej, ta sytuacja jest mocno niestabilna i nie wiadomo w którą stronę pójdzie. Będziemy jednak przymuszeni do realizacji pewnych zobowiązań, a bez energetyki wiatrowej tego nie zrobimy. Więc perspektywy mimo to, są dobre, bo to, że będziemy musieli produkować zieloną energię, to jest pewne.
Jak sytuacja energetyku wiatrowej wygląda na w naszym województwie?
Zachodniopomorskie jest absolutnym liderem, zarówno jeśli chodzi o rozwój tej technologii, jak i podejście władz lokalnych do tematu. Jest tu bardzo pozytywnie postrzegana. Problem jest jeden – nie mamy linii energetycznych. Gdybyśmy je mieli, moglibyśmy być producentem zielonej energii na całą Polskę, a nawet dużą część Europy, bo wiatru mamy pod dostatkiem. Mamy taka szansę, tylko nie mamy sieci, do której moglibyśmy to przyłączyć.
ŁP