Start! 2013-01-21

Start! Gorące rytmy to jej pasja

Barbara Śledziewska, współwłaścicielka Studia Tańca Kimama, w kolejnym odcinku naszego cyklu "Start!" opowiada o tym, jak połączyć taneczną pasję i interesy.

Barbara Śledziewska  /fot.: archiwum / Barbara Śledziewska /fot.: archiwum /

Studio Tańca Kimama działa w samym centrum Szczecina od 2010 roku. Można tutaj nauczyć się tańca towarzyskiego, klasycznego, modern jazzu czy tańca brzucha, jednak sztandarowe style, z których słynie szkoła, i które najbardziej ukochały sobie właścicielki, to salsa, kizomba i bachata. To miłość do gorących rytmów połączyła dwie młode kobiety: Barbarę Śledziewską i Ewę Grodzką – Stolarską, a owocem tej znajomości jest właśnie Kimama.

Barbara Śledziewska tańczy od 8 roku życia. Najpierw, przez kilkanaście lat zgłębiała tajniki tańca towarzyskiego i w tej technice zdobywała też pierwsze doświadczenia jako instruktor, między innymi prowadząc kursy tańca dla studentów. Z czasem jednak zaczęła poszukiwać nowych rytmów i w ten sposób trafiła na salsę, która szczególnie ją zauroczyła. Kolejne odkrycie to kizomba. Jej wspólniczkę Ewę, salsowe szaleństwo dopadło w 2005 roku i również trwa nieprzerwanie do dziś. Obie od lat są zaangażowane w promowanie salsy w Szczecinie organizowały wiele imprez i warsztatów tanecznych. W końcu postanowiły nadać temu bardziej regularne ramy własnego studia tańca.

- Wcześniej ukończyłam transport i logistykę i pracowałam w kilku miejscach zupełnie niezwiązanych z tańcem – wspomina pani Barbara. – Ale od jakiegoś czasu marzyłam o stworzeniu miejsca, w którym sama chciałabym tańczyć, w którym każdy czułby się dobrze i mógł trenować, bez względu na umiejętności. Wtedy spotkałam na swojej drodze Ewę, która miała podobne marzenia. Nakręcałyśmy się nawzajem i dopingowałyśmy, aż w końcu przystąpiłyśmy do działania.

Wspólniczki rozpoczęły od poszukiwania odpowiedniego lokalu. Założenie było takie, że studio będzie dostępne dla wszystkich, a więc zlokalizowane w centrum miasta. Właściwe miejsce udało się znaleźć przy ulicy Tkackiej. Marzeniem pań było również stworzenie kawiarni, w której uczestnicy zajęć lub osoby towarzyszące będą mogły napić się miłej atmosferze kawy lub herbaty. Dostosowanie lokalu do wymogów szkoły tańca i kawiarni wymagało więc ogromnych nakładów, zarówno pracy, jak i pieniędzy.

- Wtedy z pomocą przyszli nam przyjaciele i znajomi – wspomina współwłaścicielka Kimamy. – W dostosowaniu i przebudowie pomogli nam między innymi zaprzyjaźnieni architekci, ktoś inny przygotował stronę internetową, a jeszcze ktoś pomagał w pracach wykończeniowych. Bez nich byłoby nam dużo ciężej udźwignąć tę inwestycję. A i tak myśląc o stworzeniu własnego studia od podstaw, trzeba liczyć się z wydatkami rzędu co najmniej 100 tys. zł.

Kiedy szkoła oficjalnie została otwarta, okazało się, że rzeczywiście w mieście brakowało podobnego miejsca, bo grafiki szybko się zapełniły. Wystarczyła reklama w internecie, pozycjonowanie strony, ulotki, kilka artykułów w lokalnych magazynach i rozpuszczenie informacji po znajomych, aby w progu Kimamy pojawili się pierwsi klienci. – Wszystko potoczyło się bardzo szybko, praktycznie od razu wystartowały pierwsze kursy – mówi pani Barbara. – Trafiłyśmy w bardzo dobry moment, wokół tańca była świetna atmosfera, a w mieście nie działało jeszcze tak dużo szkół. Drugi miesiąc to już była praca na pełnych obrotach.

Szybko jednak właścicielki Kimamy przekonały się, że uczenie tańca to jedno, a prowadzenie firmy – coś zupełnie innego.   Niestety,  nie obyło się również bez przykrego incydentu. Ze względu na nieprzychylność jednego z sąsiadów i inną interpretację zapisu w dokumentach, szkoła musiała zawiesić swoją działalność na kilka miesięcy. Sprawę udało się wyjaśnić, ale jak przyznaje współwłaścicielka Kimamy, firma do dzisiaj odczuwa finansowe skutki tamtej sytuacji. Pozostał też pewien niesmak.

– To był dla nas kubeł zimnej wody – wspomina pani Basia. – Nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że przez jeden drobny błąd, wszystko, w co włożyłyśmy tyle serca, zaangażowania i pracy nagle zawisło na włosku. Przecież nie chodziło o żaden przekręt czy oszustwo z naszej strony. A tymczasem chcąc to wyprostować, chodziłyśmy od urzędu do urzędu i natrafiałyśmy na mur obojętności. Bardzo to przeżyłyśmy. Ale jednocześnie był to dobry sprawdzian dla naszej spółki. Okazało się, ze w trudnej sytuacji potrafimy obdarzyć się zaufaniem i wsparciem. A to bardzo ważne w biznesie.

Na początku właścicielki Kimamy prowadziły zajęcia same. Dzisiaj, w zależności od potrzeb, współpracują z kilkunastoma osobami – instruktorami tańca, ale przede wszystkim jego pasjonatami. – Szukam osób naprawdę zakręconych na tym punkcie, prawdziwych pasjonatów  - mówi pani Barbara. – Jestem przekonana, że tylko ktoś kto naprawdę kocha określony styl, może go uczyć. Ja sama znam różne techniki i mogłabym ich uczyć, ale nie każda gra mi w sercu tak samo mocno. Trzeba samemu mieć prawdziwą pasję, żeby móc zarażać nią innych. Bez tego uczenie tańca nie ma sensu.

Dzisiaj w studiu tańca codziennie różne style tańca ćwiczą co najmniej cztery grupy. Rozkochane w tańcu wspólniczki organizują też różnego rodzaju warsztaty, na które sprowadzają uznanych instruktorów z całego świata. Można je tez spotkań, wspólnie z uczestnikami kursów i instruktorami na imprezach tanecznych, które kilka razy w tygodniu odbywają się w szczecińskich klubach. Same też inwestują w swój rozwój, jeżdżąc systematycznie na różnego rodzaju warsztaty i kursy. Barbara kończy też studia z pedagogiki tańca. – Praca z ludźmi jest niezwykle wymagająca, trzeba w nią włożyć  bardzo dużo z siebie, to nieustająca walka z różnymi emocjami, różnymi charakterami, słabościami swoimi i uczniów – tłumaczy instruktorka tańca. – Na pewno nie można tego robić, jeśli się tego nie czuje. A ja, póki co, uwielbiam to.

Nic więc dziwnego, że druga działalność, którą pani Barbara właśnie rozkręca, również jest związana z tańcem. Jest to sklep internetowy Simisola.pl z butami do tańca. – Wielokrotnie będąc za granicą oglądałam na nogach tancerek przepiękne buty – mówi. – My pod tym względem jesteśmy trochę w tyle. Postanowiłam to zmienić. Sprowadziłam do Polski jedną zagraniczna markę. Teraz zajmuję się promocją. A jak widzi przyszłość Kimamy? – Chciałybyśmy oczywiście rozwijać szkołę i mieć jeszcze więcej uczniów, a jednocześnie zachować ten sam klimat, który tak wiele osób przyciąga – mówi. – A prywatnie, życzyłabym sobie, aby dobrzy tancerze zostawali w Szczecinie i mogli tutaj pracować i rozwijać się. Niestety, obecnie wielu  naszych zdolnych uczniów już opuściło miasto i szukają szczęścia w innych miastach lub za granicą. Chciałbym, żeby kiedyś mogli tutaj wrócić.

ŁP

 

Artykuł jest częścią cyklu Start!, w którym prezentujemy młode firmy z województwa zachodniopomorskiego.

Partnerzy cyklu:

                      Partner główny:

        Partnerzy:

 

 

 

 



 

aktualizowano: 2013-02-12 12:17
cofnij drukuj do góry
Wszystkich rekordów: