Trzeba trafić w gust dzieciaków
Pani Magdalena od trzech lat prowadzi bawialnię Madagaskar w centrum Szczecina. Skąd pomysł na taki interes?
- Jest to w pewnym stopniu spełnienie moich marzeń o pracy z dziećmi – mówi właścicielka bawialni. – Pierwotnie chciałam otworzyć przedszkole, ale okazało się, że jest przy tym mnóstwo papierologii i formalności. Przeraziło mnie to i daltego ostatecznie zdecydowałam się na bawialnię.
Dużą salę zabaw w Madagaskarze wypełnia dwupoziomowa konstrukcja: labirynt z przeszkodami, ruchome kładki, zjeżdżalnie, basen z piłeczkami, trampolina i zamek – dmuchaniec. Dziecko może się tu bezpiecznie wyszaleć, rozwijać ruchowo i nawiązać nowe znajomości z rówieśnikami. Nad wszystkim czuwają pracownice, które również bawią się z dziećmi.
Pół godziny takiej zabawy kosztuje rodzica 8 zł, a godzina – 12 zł. Za 30 zł maluch może szaleć bez ograniczeń. Koszt wyprawienia w Madagaskarze przyjęcia urodzinowego, w zależności od liczby gości i wybranego pakietu kosztuje od 160 do 420 zł.
- Zarabiamy głównie na imprezach, takich jak urodziny – mówi Pani Magda. – Pojedyncze przyjście rodzica z dzieckiem traktujemy jako rodzaj prezentacji, podczas której możemy przekonać ich do siebie i zachęcić do urządzenia u nas urodzin.
Bajkową i kolorową salę zabaw w PRL-wskim pawilonie w centrum miasta pani Magda tworzyła od zera. Sama konstrukcja ze sprzętem do zabawy kosztowała ponad 100 tys. zł. Do tego doszły koszty kompleksowego remontu i dzierżawy pomieszczeń oraz koszty codziennej eksploatacji.
- Rodzice są bardzo wymagający – mówi właścicielka Madagaskaru. – Nie można się nastawić na to, ze raz kupimy cały sprzęt i będzie nam służył przez lata. Co roku przeprowadzamy remont, odświeżamy wszystko, wymieniamy cześć sprzętu – także z przyczyn higienicznych.
Pani Magda przyznaje, że konkurencja na rynku jest spora. Czym zatem chce przebić inne bawialnie? – Najważniejszy jest personel i atmosfera – mówi. – Dzieci muszą polubić nasze panie i dobrze się u nas bawić – wtedy będą chciały wrócić.
Czy biznes jest zyskowny? Pani Magda przyznaje, że obecnie to mąż jest raczej żywicielem rodziny.
Inna bawialnia, Tygrysek działa od roku na Gumieńcach.
- Zauważyłam że jest w tym rejonie zapotrzebowanie na tego typu miejsce, gdyż nie ma tu zbyt wielu placów zabaw i innych atrakcji dla dzieci – mówi Marta Korsak, właścicielka Tygryska. – Poza tym słyszeliśmy z mężem, że może to być dość intratny interes.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Bawialnia szybko się przyjęła i dziś nie narzeka na brak klientów.
- Wraz z remontem i wyposażeniem Tygrysek kosztował nas ok. 250 tys. zł – mówi pani Marta. – Jeszcze się to nie zwróciło, ale myślę, że ten moment nastąpi już niedługo.
Podobnie jak w innych bawialniach, głównym źródłem przychodów są imprezy zorganizowane, także dla różnego rodzaju firm i instytucji. Cennik jest zbliżony do innych bawialni. Jak zatem przyciągnąć klienta?
- Najważniejsze to być na bieżąco z tym, co aktualnie rozpala wyobraźnię dzieciaków: postacie z kreskówek, bajki, filmy, zabawki – mówi właścicielka Tygryska. – Potem wykorzystujemy to, np. ozdabiając salę czy przygotowując tort urodzinowy. Tak samo jak z dorosłymi – trzeba po prostu trafić w gust dzieciaków.
Łucja Pawłowska