Sztuka dla sztuki. Ale i dla pieniędzy
Wojciech Fibak jest obecnie właścicielem olbrzymiej kolekcji sztuki. Są to przede wszystkim obrazy klasyków polskiego malarstwa współczesnego, ale także polskie i światowe dzieła z XIX i początku XX wieku. 30 września spotkał się ze szczecińskimi przedsiębiorcami podczas spotkania "Biznes i sztuka”, zainicjowanym przez Jolantę Gramczyńską, która do współpracy zaprosiła między innymi Północną Izbę Gospodarczą.
Pytany wprost o to ile można zarobić na kolekcjonerskim biznesie, Wojciech Fibak oburza się: - Trzeba to traktować przede wszystkim jako intelektualną przygodę, wyzwanie i przeżycie estetyczne. Nie można kierować się tylko myślą, ze się zarobi, bo wtedy się najpewniej nie zarobi. Trzeba kupować przede wszystkim to, co nam się podoba, co chcemy mieć u siebie na ścianie, kierować się własnym gustem. Ale nad nim też trzeba pracować. Trzeba oglądać, czytać, rozmawiać ze znawcami i specjalistami. Nawet ja, po tylu latach zajmowania się tym, zawsze przed kupnem obrazu konsultuję się z grupą swoich sprawdzonych przyjaciół.
Jednak znany tenisista przekonywał zebranych, że inwestowanie pieniędzy w sztukę: w obrazy, rzeźby, czy np. meble, jest niezwykle opłacalne. Bardziej nawet, niż inwestowanie w nieruchomości.
- Jeśli chodzi o amortyzację, to sztuka przebija obecnie wszystko – mówił. – Na dodatek nie można na tym stracić, bo dzieło będzie miało zawsze przynajmniej taką wartość, za jaką je kupiliśmy. Jednak kupując obraz czy rzeźbę, automatycznie nabywamy aktywa, które gdzieś są wpisane, gdzieś istnieją, mają jakąś pozycję na tym rozwijającym się rynku sztuki. Na dodatek jest to inwestycja „bardzo łatwa w utrzymaniu”. Kupując obraz i wieszając go na ścianie, nie ponosimy praktycznie żadnych dodatkowych kosztów.
Były tenisista poleca również, aby obrazów szukać przede wszystkim w galeriach, gdzie nie tylko mamy pewność, że mamy do czynienia z dziełami na pewnym poziomie, gdzie dodatkowo możemy się poradzić specjalistów, ale też prawdopodobnie kupimy je taniej niż bezpośrednio od artysty.
- Artyści najczęściej cenią swoje dzieła dużo wyżej, niż rynek – mówi. – A poza tym, kto z nas odważyłby się zwrócić obraz artyście. W galeriach, jeśli nam się coś odwidzi, zazwyczaj jest taka możliwość.
Finalista Masters i ćwierćfinalista trzech turniejów wielkoszlemowych opowiadał też o spotkaniu pasji kolekcjonerskiej z tenisem.
- Wielu z moich kibiców, w tym również mój tata, miało mi za złe tę moją pasję kolekcjonowania sztuki – żartował podczas spotkania ze szczecińskimi przedsiębiorcami Wojciech Fibak – Ich zdaniem więcej bym wygrywał w sporcie, gdybym nie zajmował się sztuką. Rzeczywiście, czasami zdarzało mi się „urywać” z turnieju po to, żeby jechać do innego miasta specjalnie po obraz. Zazwyczaj następny mecz po powrocie przegrywałem.
PŁ