Wydajność pracy przyciąga inwestorów
Rafał Antczak przedstawił swoją analizę podczas prezentacji gospodarczej Szczecina i regionu zorganizowanego przez Agencję Rozwoju Przemysłu, Skandynawsko-Polską Izbę Przemysłową i Deloitte w Szczecinie.
Jakie są prognozy dla Polski na najbliższe lata?
Rafał Antczak: Świat się podzielił. Patrząc na peryferia zachodnie, czyli kraje PIGS (Portugalia, Irlandia, Grecja Hiszpania) i kraje, które ja nazwałem PoSCH - Polska, Słowacja, Czechy, Węgry. Te grupy mona porównywać, bo są one dość podobne, chociaż oczywiście, transformacja grupy z peryferiów zachodnich przebiegała 10-20 lat wcześniej. My jesteśmy dokładnie na etapie, na jakim były kraje PIGS w tamtym okresie i niewykluczone, że powtórzymy ścieżkę negatywną tych krajów, ale to nie nastąpi teraz. Może to nastąpić za pięć-dziesięć lat. Oznaczałoby to, że nie uczymy się na błędach. Ale mamy też perspektywę scenariusza pozytywnego.
To znaczy?
Przejawia się on przede wszystkim tym, że kraje Europy centralnej z Polską na czele bardzo dobrze zniosły kryzys. Sztandarowym przykładem jest właśnie Polska, co jest zasługą podmiotów gospodarczych. Nie była to przemyślana polityka rządu (tak na prawdę wcale nie było).
Jeżeli okaże się, że znacząco nie wzrosną koszty pracy, czyli płace, to będziemy bardzo konkurencyjni cenowo. Już teraz jesteśmy na świecie traktowani jak każdy kraj europejski z niskimi kosztami i rosnącą wydajnością. To sprawia, że kapitał zacznie przypływać.
Ale żeby dodać łyżkę dziegciu do beczki miodu powiem, że nie wróci to sytuacja sprzed kryzysu. Nie będziemy rosnąć w tempie 5-6 proc. PKB rocznie, a na poziomie 2-4 proc.
Czy inwestorzy, wraz ze wzrostem gospodarczym Polski nie zaczną uciekać do tańszych krajów - np. nowych członków Unii Europejskiej?
Na szczęście w Polsce zaczyna się poprawiać otoczenie infrastrukturalne. Widoczne są pieniądze, które są wkładane w budowę dróg i lotnisk. Do tego dochodzi cała otoczka prawna. Można prowadzić biznes w krajach południa, które też należą do Europy, ale mają one swoją specyfikę. Nasza specyfika jest już bliższa Skandynawskiej, a ta jest w Europie wzorcem jakości. Daleko nam co prawda do tego wzorca, ale niektóre publikacje polityczne klasyfikują nas w obszarze północy, a nie wschodu. To wpływa na percepcję Polski, a wiemy, że percepcja jest w biznesie równie ważna jak możliwość osiągania zysków.
Kluczową kwestią dla przyciągania inwestorów w długim okresie jest wzrost wydajności. Doskonałym przykładem, a zarazem reklamą dla Polski, jest niedawna wypowiedź prezesa Fiata, że fabryka w Tychach zatrudniająca 6 tys. pracowników produkuje tyle samochodów, co kilka fabryk we Włoszech, w których pracuje 22 tys. osób.
Najostrzejsza faza kryzysu światowego jest już za nami. Na ile jednak powinniśmy bać się kryzysu finansów publicznych?
To jest coś co ciąży gospodarce. Od lat nie potrafimy poradzić sobie z uporządkowaniem finansów publicznych w Polsce. Potrafimy jedynie podnosić podatki, nikt natomiast nie potrafi ograniczać wydatków. Efektem tego jest ekspansja biurokracji. Obecnie statystyki mówią już o 430 tys. osób zatrudnionych w administracji różnych szczebli. Przypomnę, że armia w Polsce liczy 99 tys. żołnierzy zawodowych. Mamy więc ponad czterokrotnie liczniejszą armię urzędników. To jest koszt dla państwa. Raport Banku Światowego „Doing Business” pokazuje, że ciągle plasujemy się na 70 miejscu na świecie pod względem otoczenia regulacyjnego biznesu. Jeśli rynki skonsumują kraje PIGS - wcześniej Grecję, obecnie Irlandię, w kolejce jest Hiszpania, to mogą zacząć szukać innych słabych punktów w Europie. Jeśli nie zaczniemy prezentować się lepiej, to niewykluczone, że kraje w naszym regionie mogą mieć problemy. Potrzebna jest nam polityka na poziomie makroekonomicznym.
Rozmawiał: Michał Abkowicz