W sierpniu ubiegłego roku Kraftport wydzierżawił od TF Silesia pochylnię Wulkan, malarnię, nabrzeża: Wulkan i Drzetowskie, a także budynek hali do gięcia i cięcia elementów stalowych i budynek biurowy, po dawnej przychodni. Nowy dzierżawca miał tam prowadzić działalność z zakresu remontów i budowy jednostek pływających. Prace stoczniowe miały ruszyć w marcu tego roku i zapewnić zatrudnienie dla około tysiąca osób. 

Tymczasem kilka dni temu, Towarzystwo Finansowe Silesia ogłosiło, że po wnikliwych analizach prawnych okazało się, że umowa dzierżawy podpisana przez były Zarząd TFS z firmą Kraftport, jest nieważna. Przypomnijmy, ze zarząd ten, z prezesem Wojciechem Bańkowskim na czele, został odwołany kilka miesięcy temu, tuż po głośnej prezentacji odważnego projektu rewitalizacji terenów postoczniowych. Jak twierdzą prawnicy, umowa dotknięta jest poważnymi wadami prawnymi. Przede wszystkim, przy jej podpisywaniu zabrakło zgody Ministra Skarbu Państwa. Jak się okazuje, okoliczności zawarcia tej umowy od kilku miesięcy bada także Prokuratura Okręgowa w Katowicach.

Jednocześnie obecne władze TFS informują, że firma Kraftport, nie zgadza się na unieważnienie umowy i przewidują, ze sprawa może znaleźć swój finał w sądzie. Ujawniono również incydenty, które miały miejsce na terenie byłej stoczni, które mogą wskazywać na to, ze Kraftport nigdy nie zamierzał podejmować tam produkcji stoczniowej. Na początku stycznia firma działająca na zlecenie Kraftportu rozpoczęła demontaż urządzeń śrutowniczych wykorzystywanych do budowy kadłubów. Urządzenia po zdemontowaniu miały być wywiezione z terenu stoczni. Udaremnili to ochroniarze Silesii. Wcześniej podobny incydent dotyczył konstrukcji metalowych, które były już przygotowane do wywiezienia.

KZ