Informacje

Informacje 2011-01-27

Szukamy dobrego wiatru

Rozmowa z Wojciechem Głoćko, prezesem spółki Epa Wind, lidera branży energetyki wiatrowej w Polsce.
Wojciech Głoćko, prezes Epa Wind /fot. archiwum/ Wojciech Głoćko, prezes Epa Wind /fot. archiwum/

Szczecinbiznes.pl: Epa Wind powstała na początku roku,  jako spółka - córka dawnej Epy. Jaki jest powód i cel takiego przekształcenia?

Wojciech Głoćko: Firma EPA została założona ponad 20 lat temu, przez grupę ludzi, którzy w obliczu kryzysu w branży stoczniowej, postanowili założyć własny biznes. Na początku zajmowała się ona wyłącznie elektroniką i komunikacją morską oraz serwisem statków. Z czasem spektrum działalności poszerzało się, dochodziły nowe osoby, powstawały nowe działy, które zajmowały się nowymi przedsięwzięcami. Wchodząc w nowe tysiąclecie mieliśmy w Epie dział zajmujący się elektroniką morską, komunikacją satelitarną, serwisem statków oraz wiatrakami, itd. W którymś momencie jedynym spoiwem między nimi był Zarząd spółki, w którym zasiadali jej właściciele. Skutkiem takiego rozwoju było stopniowe oddalanie się działów od siebie, a logiczną konsekwencją - wyodrębnienie się niezależnych spółek – córek.

Czy coś zmieniło to w działalności firmy?

Epa pozostaje na rynku jako firma, która ma udziały w poszczególnych spółkach – córkach.  Łącznie powstało ich osiem, w tym Epa Wind.  Udziałowcy pozostali Ci sami. Natomiast my – w ramach spółek – robimy dokładnie to samo co wcześniej, tylko na swój rachunek.

Jak wygląda struktura spółki?

W EPA Wind mamy trzyosobowy zarząd. Pracownicy wykonują swoje obowiązki w ramach kilku zespołów: ds. środowiska, ds. energetyki, ds. analiz wiatru, ds. budowy masztów i ds. developmentu. Łącznie zatrudniamy 43 osoby, z czego większość to ludzie młodzi, w okolicach 30 roku życia.

Na czym więc opiera się działalność firmy Epa Wind?

Przygotowujemy projekty budowy farm wiatrowych, budujemy je i oddajemy do użytku na zlecenie operatora, który produkuje zieloną energię. Naszymi klientami są międzynarodowe koncerny takie jak: Dong Energy, GDF Suez ale i firmy z naszego kraju, jak giełdowa spółka Polish Energy Partners. W praktyce wygląda to tak, że otrzymujemy informację, że jakaś firma chce zainwestować w Polsce określoną sumę w energię odnawialną, bo to np. wpisuje się w ich strategię. Wtedy pojawia się pytanie, czy możemy im zaproponować taką formę współpracy, która będzie im realizację założonych inwestycji w określonej wielkości gwarantowała. Po podpisaniu umowy szukamy odpowiedniego miejsca a następnie przygotowujemy i realizujemy całą procedurę.  Po uzyskaniu pozwolenia na budowę a następnie wybudowaniu farmy, nasz klient rozpoczyna produkcję energii elektrycznej. Zazwyczaj każda taka inwestycja to około 50 MW. 

Dlaczego akurat tyle?

Planowana farma wiatrowa nie może być za mała, bo przygotowanie projektu dla dwóch turbin kosztuje mniej więcej tyle samo co dla 15, więc to się mniej opłaca. Z drugiej strony, farma wiatrowa nie może być zbyt duża, ze względu na uwarunkowania społeczne. Po prostu ustawienie w jednym miejscu zbyt wielu turbin, mogłoby wywołać sprzeciw i protesty mieszkańców. Optymalne rozwiązanie to 15 – 20 turbinowe kompleksy porozrzucane w odległości od kilku do kilkunastu kilometrów od siebie.  A taka liczba turbin daje właśnie wspomniane wcześniej 50 MW.

Ile kosztuje postawienie takiej farmy?

Wybudowanie elektrowni wiatrowej o mocy 2MW kosztuje ok. 12 milionów. Z tego sama turbina to 10 milionów. Reszta obejmuje pozostałe koszty, np. ziemię i konieczne procedury.

Na ile jest więc opłacalne inwestowanie w farmy wiatrowe i energię odnawialną?

Zakładamy, że średnia inwestycja w Polsce powinna się spłacać między 8 a 10 lat, co w przybliżeniu oznacza rentowność na poziomie 10 - 12 procent rocznie. Takie wskaźniki są dla naszych klientów atrakcyjne i stąd biorą się inwestycje w naszym kraju. Warto wspomnieć, że wybudowanie farmy zapewnia przychody z produkcji energii elektrycznej przez dłuższy czas. W praktyce może to być nawet 20 – 25 lat. To również decyduje o atrakcyjności produktu. O samej rentowności inwestycji decyduje to, ile ona wyprodukuje energii, cena samej energii elektrycznej oraz związanych z nią, tzw. zielonych certyfikatów. Cena energii jest ustalana odgórnie. Cena certyfikatów zależy od popytu i podaży ale jest to kwota przewidywalna. Naszym zadaniem jest więc znalezienie takich miejsc, które zapewnią nam jak największą produkcję energii z wiatru.

Jak ją znaleźć?

Teoretycznie ziemia jest wszędzie, mamy w Polsce tereny, całkowicie nieużywane w inny sposób niż pod uprawy. Jednak żeby nadawała się ona pod farmę, musi się spotkać kilka rzeczy. Musi to być teren mniej więcej niezamieszkany, musi być w miarę nieatrakcyjny środowiskowo, w miarę blisko linii energetycznej, bo budowa linii energetycznej przez 40 kilometrów jest nieopłacalne i jeszcze dobrze, gdyby w tym miejscu wiatr spełniał przynajmniej nasze minimalne wymagania. Aby biznes był opłacalny, konieczne jest spełnienie wszystkich pięciu warunków. Jeśli tak nie jest, wtedy odstępujemy od inwestycji. I cały sukces polega tak naprawdę na tym, żeby znaleźć jak najwięcej takich miejsc, w których nasze założenia będą spełnione.

Czy któreś regiony w Polsce są pod tym względem najlepsze?

Najlepszy wiatr jest oczywiście na północy, blisko morza i tutaj też powstawały pierwsza farmy.  10 lat temu wybudowaliśmy farmy nad Zalewem Szczecińskim i Zatoką Pucką, które są doskonałymi terenami dla energetyki wiatrowej. Natomiast nie do końca idzie to w parze z np. z rozwojem turystyki, na którą nadmorskie gminy są najczęściej nastawione czy z budownictwem mieszkalnym lub terenami na których powstały obszary ochrony środowiska w ramach programu Natura 2000. Dlatego dzisiaj już praktycznie nie buduje się farm wiatrowych w pasie do 50 km od morza.

Czy ma polskim rynku macie obecnie poważną konkurencję? 

Jesteśmy pierwszą firmą w Polsce, która zajęła się energetyką wiatrową i ciągle jesteśmy liderem, choć kapitałowo na pewno nie jesteśmy na pierwszym miejscu. Na rynku jest sporo malutkich firm, które podpisują dzierżawy z pojedynczymi rolnikami, rozpoczynają  procedurę, doprowadzają ja do pewnego momentu i całość wystawiają  na sprzedaż. Nie jest to nasza konkurencja. Jeśli chodzi o profesjonalne firmy, to są to przede wszystkim oddziały dużych koncernów międzynarodowych. W Hiszpanii, Danii czy Holandii energetyka wiatrowa to potęga. Tam działają firmy które są bardzo bogate, które szukając nowych kierunków rozwoju trafiły do naszego kraju. Firmy te starają się najczęściej działać poprzez swoich specjalistów w rodzimych krajów co jednak nie przekłada się na sukces. Polska ciągle jest jednak trochę innym środowiskiem biznesowym niż rozwinięte gospodarki zachodnie. Zdarza się, że po pierwszych niepowodzeniach szukają polskich specjalistów. Wtedy stają się naszą konkurencją.  Aby zachować pozycję lidera staramy się, żeby nasi najlepsi pracownicy od nas nie odchodzili. Jak na razie nam się to udaje.  Naszym największym atutem, poza renomą na rynku, są właśnie specjaliści pracujący w naszej firmie. Cały zespół jest stosunkowo młody i można powiedzieć, ze budujemy nasze życie w oparciu o to, co nam się tutaj udaje osiągnąć.

Tak trudno o dobrych pracowników w tej branży?

To jest bardzo wąski rynek. My wiele lat budowaliśmy zespół, który obecnie jest wyznacznikiem pewnych standardów w Polsce. Kiedy zaczynaliśmy działalność było nas kilka osób a obecnie jest nas blisko 50 osób. Miarą naszej renomy jest fakt, iż na zlecenie instytucji finansowych wykonujemy audyty innych projektów. Z kolei nasze projekty oceniane są bardzo wysoko wyznaczając niejednokrotnie standardy na rynku.

Czy przy budowie farm korzystacie z usług lokalnych firm?

Jeśli chodzi o samą budowę, to nie ma szans na to, żeby robiła to lokalna firma. Powód jest taki, że postawienie 15 wiatraków to koszt 200 mln zł. Firma wykonująca te prace musi nam wystawić gwarancje na taką kwotę. Rzadko się zdarza żeby firmy lokalne mogły takie wymagania udźwignąć. Robią to natomiast duże, międzynarodowe koncerny budowlane.

Czy w tej branży możliwe jest wejście na rynki zagraniczne?

Jeśli pojawiłaby się nasza wola to tak, ale stracilibyśmy wtedy to, co jest naszym największym atutem czyli fakt, że my znamy polski rynek. Gdybyśmy weszli do Bułgarii, Rumunii czy Czech, to musielibyśmy znaleźć bardzo dobrego lokalnego developera, praktycznie założyć tam drugą Epę. Na dzień dzisiejszy nie jest to opłacalne. Stałoby się, jeśli zabrakłoby dla nas pracy w Polsce.

Czy istnieje takie ryzyko?

Ja uważam że jeszcze spokojnie przez 5 - 10  lat będziemy mieli z czego żyć. A to jest długa perspektywa w naszym kraju. Jeśli porównamy się do rynku rozwiniętego, np. niemieckiego, to my ciągle jesteśmy na samym początku.  Oczywiście dbamy również o to, żeby zapewnić sobie pracę, również w przypadku kiedy sytuacja nas do tego zmusi. Prowadzimy różne projekty i programy badawcze w innych kierunkach. Może za kilka, kilkanaście lat będziemy robili zupełnie coś innego?

Jakie nowa spółka ma plany na najbliższą przyszłość?

W tym roku chcemy zakończyć cztery duże projekty – to poziom gwarantujący nam bardzo dobre wyniki finansowe. Mamy też plan wejścia na rynek z nowymi produktami, również związanymi z energią odnawialną. W kontekście najbliższych lat myślę, że utrzymamy dotychczasowe tempo rozwoju oraz przede wszystkim, że zachowamy dotychczasową pozycję lidera.

Rozmawiała PŁ

Tematy: Szczecin (597) | energia (17) | Epa Wind (2) | Wojciech Głoćko (1) |
aktualizowano: 2011-02-27 19:05
Wszystkich rekordów:

Społeczność