Start!

Start! 2017-08-01

Start! Geodeci otworzyli wrotkarnię

Porzucili pracę w geodezji i założyli pierwszą szczecińską wrotkarnię. „Rolling Wings” to wspólny pomysł 27-latki Pauli Sinicy oraz 26-latków Mateusza Janasa i Patrycji Tomasiak.
Paula Sinica, Mateusz Janas i Patrycja Tomasiak przed swoją Wrotkarnią „Rolling Wings”. /fot.: ata / Paula Sinica, Mateusz Janas i Patrycja Tomasiak przed swoją Wrotkarnią „Rolling Wings”. /fot.: ata /
Wrotkarnia działa od 1 lipca przy ul. Twardowskiego (na terenie Domaru). Dzieci, młodzież i dorośli w rytm muzyki jeżdżą tam na wrotkach. Nad nimi kręci się dyskotekowa kula. Mogą przyjść z własnym sprzętem albo wypożyczyć wrotki na miejscu.   
 
Dla każdego z trójki właścicieli wrotkarnia to pierwszy w życiu własny biznes. Studiowali geodezję na Akademii Morskiej. Po studiach trafili do jednej firmy. Pracowali w niej ok. trzech lat. W przerwach na kawę rozmawiali o tym, jak ich wyobrażenia o pracy w tym zawodzie zderzyły się z rzeczywistością.
 
- To świetny zawód, ale ciężko się przebić na rynku. Dawaliśmy z siebie wszystko, a ciągle pracowaliśmy na śmieciówkach, od projektu do projektu – mówią. - Zero perspektyw, co najwyżej kiedyś umowa za najniższą krajową.
 
Rozczarowani zaczęli myśleć o własnej firmie. O czymś, czego w Szczecinie jeszcze nie ma. Tak wpadli na pomysł, by otworzyć wrotkarnię. Aby go zrealizować, założyli spółkę. 
 
- Organizacja wrotkarni zajęła nam pół roku – mówi Mateusz Janas.  Podkreśla, że najtrudniejsze było zdobycie pieniędzy na realizację pomysłu. Oszczędności z pracy jeszcze w czasie studiów, były zbyt małe. - Chodziliśmy od instytucji do instytucji, ale nigdzie nie było szans na dotację. W końcu udało się nam uzyskać pożyczkę z Jeremie z Funduszu Regionu Wałbrzyskiego.
 
Firma połączyła nie tylko właścicieli, ale i ich rodziców, którzy ich wsparli i podżyrowali pożyczkę. Nie bez obaw.
- Może to być najdroższa wasza zachcianka w życiu – rzucił jeden z ojców. Ale zaraz dodał, że ważne, by mieć inicjatywę i próbować zrobić to, co pragnie się robić.
 
Młodzi przedsiębiorcy opowiadają, że sami malowali ściany hali i urządzali wnętrze. Że mieli szczęście do osób, które chciały im pomóc. Np. prawniczka podpowiadała, jakie formalności należy załatwić. Znajomy grafik zaprojektował logo (są nim zachwyceni, właśnie je patentują). Kolega spawacz pospawał barierki toru. Takich osób było więcej. Z ich pomocą udało się zmieścić w budżecie i uniknąć poważnych błędów.  
 
- Martwiliśmy się, czy ten pomysł chwyci. Czy to będzie złoty strzał, czy jednak strzał w kolano. Na razie przychodzi sporo ludzi. Coraz więcej, bo wiadomość o powstaniu wrotkarni się rozchodzi. Mamy nadzieję, że tak będzie także po wakacjach – mówi Mateusz Janas. - Pojawiają się nowe pomysły. Już były u nas wieczory panieńskie i urodziny. Zorganizowaliśmy naukę jazdy na wrotkach i zajęcia z instruktorem. Są zajęcia dla najmłodszych z animatorem. 
 
Myślą o rozszerzeniu działalności o punkt sprzedaży wrotek.
 
Niemal wszystko robią sami, czasem z pomocą rodziny. Obsługują klientów, wydają i dezynfekują sprzęt, sprzątają halę. Po pierwszym miesiącu są pełni optymizmu.
- Pracujemy tu bardzo dużo, ale w tym miesiącu na ratę i opłaty na pewno wystarczy – cieszą się.
 
ata
 
 

 

aktualizowano: 2017-08-21 15:52
Wszystkich rekordów:

Społeczność