Informacje 2017-12-29

Winnica Sydonia. Rodzinna manufaktura

Winnicę Sydonia i winiarską manufakturę prowadzą pod Stargardem Dagmara i Sebastian Pilczuk. - Restrykcyjne przepisy i mała skala ręcznej produkcji, powodują, że z takiej działalności trudno się nam jeszcze utrzymać - mówią.
Dagmara i Sebastian Pilczuk podczas tegorocznego jarmarku bożonarodzeniowego na szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich /fot.: sba / Dagmara i Sebastian Pilczuk podczas tegorocznego jarmarku bożonarodzeniowego na szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich /fot.: sba /
Sydonia to niewielka, zaledwie hektarowa winnica. Pani Dagmara i pan Sebastian założyli ją we wsi Trzebiatów koło Pęzina niedaleko Stargardu. Uprawiają winorośle odmian: rondo, regent, johanniter, solaris i muscaris. Wytwarzają białe i czerwone wina wytrawne. W listopadzie wpisani zostali do sieci Dziedzictwa Kulinarnego Pomorza Zachodniego.  
 
- Ten rok ze względu na fatalną pogodę był wyjątkowo słaby dla winiarzy. W rezultacie szacujemy, że uda się się nam wyprodukować około tysiąca litrów wina. W poprzednich, lepszych latach, mieliśmy nawet ok. 3 tys. litrów – mówi Sebastian Pilczuk.
 
Obydwoje są absolwentami Akademii Rolniczej w Szczecinie, pan Sebastian także technologii winiarstwa na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Mieszkali w Stargardzie. Jednak postanowili przeprowadzić się na wieś. Gospodarstwo w Trzebiatowie kupili w 2007 r. Od razu posadzili winnicę. Pierwsze wina wytwarzali na własny użytek. 
 
- Z ich jakości byliśmy tak zadowoleni, że wino Rose 2013 z kupażu rondo regent w 2014 zaprezentowaliśmy na konkursie Galicja Vitis w Łańcucie. Zdobyło I nagrodę w swojej kategorii - mówi Sebastian Pilczuk. - To zachęciło nas do rozwijania tej działalności. Upewniło nas, że tu na północy Polski można wytwarzać wartościowe, ciekawe wina.
 
W 2015 r. zarejestrowali firmę zajmującą się produkcją wina. Kupili sprzęt m. in. zbiorniki ze stali nierdzewnej, pojemniki fermentacyjne, filtry, pompy, małą linię do rozlewania wina oraz francuskie dębowe beczki do leżakowania wina. Wypuścili roczniki 2015 i 2016. Teraz pracują nad tegorocznym.
 
- W założenie hektarowej winnicy już na starcie trzeba było zainwestować ok. 200 tys. zł. Co najmniej drugie tyle w małą przetwórnię. Koszty przetwórni zależą od tego, jak chcemy ją wyposażyć. Z każdym rokiem staramy się uzupełniać wyposażenie – wyjaśnia Sebastian Pilczuk.
 
Nazwę dla winnicy i firmy wymyślili zainspirowani historią regionu.
 
- Trzebiatowskie ziemie, także nasze gospodarstwo, należały przed wiekami do zgromadzenia sióstr cysterek z Marianowa. Właśnie w tym zakonie przebywała słynna Sydonia von Borck – mówi Sebastian Pilczuk. Tłumaczy, że ich firma to rodzinna manufaktura. Nie zatrudniają pracowników. - Wszystko począwszy od uprawy winorośli, procesu winifikacji, butelkowanie po etykietowanie robimy ręcznie sami. Stawiamy na jakość na każdym etapie. Nawet butelki, korki, etykiety zamawiamy najwyższej jakości. W manufakturze nie można wyprodukować wielkich ilości, a w dodatku produkcja jest dość droga. No i niestety polskie przepisy takie same wymagania stawiają niewielkim rodzinnym manufakturom, jak wielkim producentom alkoholi. Jesteśmy obłożeni rozmaitymi wymaganiami, podatkami, akcyzami.
 
Sebastian Pilczuk wylicza, że muszą uzyskać pozwolenie na sprzedaż (od urzędu gminy). W Urzędzie Celnym opłacić banderole (160 zł za hektolitr wina). Opłacić podatek dochodowy i 23-procentowy VAT. Procesem certyfikacji wina w zależności od ilości produkowanych odmian zajmuje się Wojewódzki Inspektorat Jakości handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Jak szacują, koszt wytworzenia butelki wina (od uprawy do chwili aż zabutelkowana i z etykietą trafi do magazynu wyrobów gotowych) to ok. 20 zł. Do tego doliczyć trzeba opłaty i podatki.
 
Swoje wina sprzedają w miejscu wytworzenia, czyli w samej winnicy. Za każdym razem, gdy chcą się pokazać na imprezach typu jarmarki, prezentacje produktów regionalnych czy ekoproduktów, muszą się starać o odrębne pozwolenie. Prócz kosztów udziału w imprezie ponoszą więc także koszty takiego pozwolenia.  
 
Na razie rozwijają winiarską manufakturę. Utrzymują się wciąż z innej pracy. Pan Sebastian pracuje w japońskim koncernie z branży agro. Pani Dagmara prowadzi własną firmę Dagchem zajmującą się kompleksowym wyposażaniem laboratoriów.
 
- Winnica jest sukcesywnie powiększana o kolejne odmiany co wymaga jednak dodatkowych kosztów związanych z zakupem sprzętu do uprawy winorośli oraz produkcji wina - tłumaczą.
 
ata
aktualizowano: 2018-01-15 18:33
cofnij drukuj do góry
Wszystkich rekordów: