Opinie

Opinie 2011-04-06

To nie będzie spokojny rok dla gospodarki

Rozmowa z Rafałem Antczakiem, ekonomistą, wiceprezesem firmy Deloitte.
Rafał Antczak /fot. KZ/  Rafał Antczak /fot. KZ/

Szczecinbiznes.pl: Mamy początek roku, a w światowej i krajowej gospodarce wrze. Co takiego dzieje się obecnie i jak to rzutuje na przyszłość?

Rafał Antczak: Bardzo dużo się dzieje na świecie. Ten rok miał być rokiem spokojnym, rokiem odbudowywania wzrostu gospodarczego, zwiększania pewności. A tymczasem rozpoczął się wydarzeniami w krajach arabskich, które są po prostu rewolucją społeczną. Potem mieliśmy kilka katastrof naturalnych, których skala jest gigantyczna i nie wiemy jeszcze do końca, jakie to będzie miało skutki dla globalnej gospodarki. To wszystko przekłada się na ceny surowców, a ceny surowców przekładają się na ceny innych towarów. A więc te związki się komplikują.

I tak np. ceny ropy naftowej od początku roku wzrosły w granicach 20 – 25 proc. To nie jest aż tak dużo, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że kraje arabskie są w ogniu rewolucji. Jeszcze parę lat temu, w podobnych okolicznościach, cena mogłaby osiągnąć a nawet przekroczyć historyczny poziom ok. 150 dolarów za baryłkę. Teraz na ropie naftowej sytuacja się zmieniła, ponieważ ten rynek stał się o wiele bardziej przejrzysty. Dane o ropie naftowej są praktycznie publicznie dostępne. Nie można tego samego powiedzieć natomiast o innych rynkach, np. o rynku żywnościowym. W związku z brakiem tej przejrzystości łatwiej tu o spekulacje, stąd taka skala podwyżek cen żywności.

Kolejne rekordy biją również ceny złota. Z tym że, jak twierdzą niektórzy inwestorzy, nie jest to zbyt dobra lokata dla normalnych gospodarek rynkowych. Za obecnymi wzrostami kryją się zakupy Chińczyków, którzy kupują złoto, bo nie wierzą własnej walucie. Na tym rynku jest więc prawdopodobnie bardzo duża bańka. Jak widać, mamy bardzo dużo niepewności i zależności, które się na siebie nakładają i z siebie wynikają. W związku z tym można już dziś stwierdzić, że ten rok do spokojnych należeć nie będzie. 

Kiedy w takim razie będzie można podać wstępne prognozy na przyszły rok, np. dotyczące PKB?

W Polsce w tej chwili panuje już powszechny konsensus w tej sprawie – wszyscy mówią że będziemy mieli ok. 4 procent wzrostu w tym roku i prawdopodobnie ok. 4 proc. w roku kolejnym. Jest również zgodność co do tego, że głównym czynnikiem wzrostu nadal będzie konsumpcja plus inwestycje ze środków unijnych. Natomiast bardzo mało jest inwestycji prywatnych. Ma to oczywiście związek z dużą niepewnością na rynku. Jest więc ryzyko, że firmy nadal będą wstrzymywać inwestycje, dopóki ta niepewność nie minie. Ale jeśli firmy się zdecydują inwestować i ich inwestycje dołączą do wzrostu, to może on przekroczyć 4 proc. Póki co trudno to jednak przewidzieć, ponieważ mamy tu do czynienia z czynnikiem psychologicznym. Firmy albo zaczynają inwestycję, albo ich nie zaczynają i często nie wiadomo, z czego to wynika.

Ostatnio mamy dużo zamieszania i dyskusji jest wokół elektrowni atomowych. Jak ta spawa wygląda z punktu widzenia gospodarki? Czy grozi nam kryzys energetyczny?

Faktem jest, że Polskę czeka deficyt energii. Jeśli on nastąpi, to są dwie możliwości: albo ceny energii będą rosły, albo będziemy ją importować. Możemy importować energię ze Szwecji, z Niemiec – produkowaną na rosyjskim gazie albo energię atomową od samych Rosjan. W związku z tym powstaje pytanie: czy to oznacza większą czy mniejszą suwerenność Polski?  Na zdrowy rozum – chyba większą. Jeśli już z tym się uporamy, to powstaje pytanie, co zrobić w kwestii podaży energii w Polsce. Wiemy, że na węglu produkować się jej długo już nie da, bo będzie to energia droga i ograniczona limitami na emisję CO2. W związku z tym, znowu: możemy albo zaakceptować drogą energię, albo rezygnujemy z produkcji z węgla. W takiej sytuacji zostaje nam może gaz z łupków, ale jest to perspektywa bardzo odległa. W perspektywie krótszej – zostaje nam jedynie energia atomowa.  To są kwestie, na które ekonomiści znają w tym momencie odpowiedź. Ale oczywiście do tego dochodzi czynnik społeczno – polityczny i obawy ludności, jednak myślę, że jest to kwestia uświadomienia i pokazania, jak bardzo różni się dzisiejsza technologia o tej sprzed 30 lat.

Kolejny gorący temat to OFE. Jak tutaj sprawy się mają?

W tym temacie wróciliśmy praktycznie do punktu wyjścia, który polega na tym, że ukryliśmy dług i zobowiązania wobec przyszłych pokoleń. Jest to sytuacja, która w zasadzie dotyka większości krajów na świecie. My chcieliśmy być trochę inni, kiedy 10 – 11 lat temu zaczęliśmy robić reformę, no i to nam nie wyszło. Nie wyszło między innymi dlatego, że nasza reforma został po drodze „rozjechana” przez polityków. Zakładała ona domknięcie systemu emerytalnego o górników, o służby mundurowe itd., a zamiast tego to wszystko zostało otwarte i popłynęło szeroką, rwącą rzeką. Podnosi się dziś również wniosek, że otwarte fundusze emerytalne nie były na tyle efektywne, na ile mogłyby być. Problem jednak polega na tym, że one miały pewne uwarunkowania ustawowe. Więc jeżeli chciano im zwiększyć efektywność, można było to zrobić bardzo prosto - zmianą ustawy. Obecne zmiany są jedynie próbą odsunięcia problemu w przyszłość i ucieczką przed odpowiedzialnością za to, co zostało zrobione źle, czyli niedomknięcie systemu emerytalnego. Musimy się pogodzić z faktem, że nasze emerytury będą stanowiły połowę emerytur naszych rodziców, czy naszych dziadków. A to oznacza, że będziemy musieli pracować długo, a nasze świadczenia będą niskie.

Romawiali mab, KZ
 

aktualizowano: 2011-04-15 16:43
Wszystkich rekordów:

Społeczność