Informacje

Informacje 2010-01-17

Balcerowicz i Kołodko o Szczecinie

Co sądzą o upadku stoczni? Jak zachodniopomorskie może gonić silniejsze gospodarczo regiony Polski?
Leszek Balcerowicz i Grzegorz Kołodko /fot. mab/ Leszek Balcerowicz i Grzegorz Kołodko /fot. mab/

Dwaj znani ekonomiści odwiedzili w jednym tygodniu Uniwersytet Szczeciński. 11 stycznia w auli  Wydziału Humanistycznego wystąpił prof. Leszek Balcerowicz, który podsumowywał 20 - lecie przemian 1989 roku. 15 stycznia prof. Grzegorz Kołodko również odnosił się do 20-lecia polskiego kapitalizmu oraz promował swoją książkę „Wędrujący Świat”.

Balcerowicza, przeciwnika interwencjonizmu państwa i Kołodkę, zdeklarowanego krytyka neoliberalizmu odpowiadają na pytania o to jak Szczecin i Pomorze Zachodnie, które przeżyły upadek Stoczni Szczecińskiej i doczekały się już porównań ze ścianą wschodnią mogą poprawić swoją sytuację.

Leszek Balcerowicz:

- Przypadek stoczni w Polsce zasługuje na staranne zbadanie. Opierając się o fragmentaryczne informacje można założyć, że nie zawiódł rynek, a interwencja państwa. Kolejny raz. To jest chyba ważna nauka.

Co do Szczecina. Mamy przypadek Włoch południowych i Włoch północnych. Od lat jest tam widoczny ciężki interwencjonizm państwa. Ładuje się dużo pieniędzy, a Włochy południowe cały czas odstają od północnych. Z  drugiej strony mamy Stany Zjednoczone. W latach 50 południe USA miało mniej więcej o połowę mniej dochodów od północny. Obecnie, biorąc pod uwagę poziom siły nabywczej, koszty utrzymania, południe nie jest biedniejsze od północny. Nie było tam szczególnego interwencjonizmu państwa, a pozwolono działać rynkowi. Co to znaczy? Zwykle jest tak, że w regionach gdzie przeciętne wynagrodzenie jest niższe i w których jest elementarna edukacja, opłaca się inwestować. Na południe stanów napłynął więc kapitał prywatny. W miarę jak napływał, rosło zatrudnienie, poprawiały się warunki życia i poziom szkolnictwa. Oczywiście, były tam niezłe samorządy i w efekcie, po kilkudziesięciu latach, poziom życia się wyrównał. Zbiegło się to z podwyższaniem podatków w stanach północnych, co dodatkowo skłaniało do przenoszenia kapitału do stanów południowych.

Było to oczywiście także możliwe, że była swoboda przepływu kapitału i nie było socjalnych usztywnień płac. W Polsce mamy szkodliwe rozwiązania socjalne, dlatego wyrównywanie różnic następuje wolniej. Mamy jednolitą płacę minimalną niezależnie od poziomów dochodów w poszczególnych regionach. Sztywna płaca zniechęca firmy do oferowania pracy w miejscach,  które są w danym momencie biedniejsze.

Są też ograniczenia w mobilności ludzi. Wiele osób dojeżdża do pracy z dużej odległości. Część z tych osób dojeżdża wiele godzin, bo jest im bardzo trudno legalnie wynająć mieszkanie. Takie rozwiązanie jest rozwinięte np. w Niemczech, a w Polsce nie, bo mamy taką ustawę o ochronie lokatorów, która nie pozwala wyrzucić nawet najemcy, który dewastuje mieszkanie.
Istnieję więc różne formy interwencjonizmu, które utrudniają awans biedniejszych regionów. Bardzo dobrze, że są dostępne środki z Unii Europejskiej. Trzeba jednak dobrze przyjrzeć się ich wydawaniu.

Grzegorz Kołodko:

- Część przemysłu na Pomorzu Zachodnim, a zwłaszcza przemysłu stoczniowego, została położona nie wskutek jakichś karygodnych błędów w zarządzaniu firmami na szczeblu mikroekonomicznym czy przez niedoróbki władz regionalnych, tylko poprzez szkodliwą politykę władz centralnych -  zarówno ministra finansów jak i banku centralnego. Nie było bowiem możliwe utrzymanie konkurencyjności polskich stoczni wobec nasilającej się konkurencji, zwłaszcza państw azjatyckich, przy przewartościowanym kursie złotego. Jeśli za euro w eksporcie stoczniowiec mógł dostać tylko 3,2 zł jakiś czas temu, albo 2 zł za dolara, w zależności dokąd statki z Polski popłynęły, to było tylko kwestią czasu kiedy pójdzie się pod wodę. Czy można to odwrócić? Nie. Przemysł został zdrowo uderzony i pomimo tego, że złoty się osłabił, to to co umarło nie odżyje.

Pytanie o to co zrobić, żeby było lepiej jest adresowane do wszystkich. To na pewno nie jest problem, który mogą rozwiązać same władze regionalne, sami przedsiębiorcy, czy wyłącznie władza centralna. Uważam, że trzeba kombinować siły lokalnej samorządności z oddolną, prywatną przedsiębiorczością ludzi, którzy wiedza jak rozwiązywać problemy i jak zarządzać firmami. Trzeba przyciągać kapitał bezpośredni, także z państw spoza Unii Europejskiej. Trzeba pilnować swoich interesów w budżecie centralnym, który w żadnym stopniu nie powinien pomijać tej ziemi i tej społeczności.

Ale tutaj żadnych rewelacyjnych rad ani  powiewu optymizmu być nie może, bowiem jest w ogóle bardzo nędzna koniunktura w polskiej gospodarce i to w większym stopniu w wyniku błędów rządu premiera Tuska i ministra Rostowskiego niż ze światowego kryzysu. Rząd się chlubił, że jesteśmy zieloną wyspą, bo u nas nie było recesji, a gdzie indziej była. Wstyd się cieszyć, że gdzie indziej jest gorzej. W tym roku już w 20 państwach zaliczanych do grupy tzw. wyłaniających się rynków, w tym europejskich, tempo wzrostu będzie większe niż w Polsce.

Skrzyżowanie oddolnej przedsiębiorczości z samorządnością, wsparciem strukturalnym z Unii Europejskiej i, miejmy nadzieję, bardziej rozsądną polityką makroekonomiczną. Oraz z  wykorzystaniem walorów tej ziemi. Głównym trzonem powinny być tu przemysły i usługi związane z szeroko rozumianą gospodarką morską - od stoczni po turystykę. Ale także dywersyfikacja struktury gospodarczej polegająca na rozwoju małych i średnich firm, w tym w coraz większym stopniu komponentu gospodarki opartej na wiedzy z wykorzystaniem potencjału naukowo-technicznego, intelektualnego, akademickiego tej części Polski. Do tego dochodzi wykorzystanie położenia na styku z Niemcami i Skandynawią.

not. mab

Tematy: Szczecin (597) | Grzegorz Kołodko (4) | Leszek Balcerowicz (1) |
aktualizowano: 2010-01-22 00:11
Wszystkich rekordów:

Społeczność